Opel Omega B z 1996 roku to dla Patryka nie tylko samochód, ale symbol pasji, wspomnień i wytrwałości. Zamiłowanie do tego modelu zrodziła się już w dzieciństwie, kiedy przeglądając zdjęcia tuningowanych aut, zawsze zwracał uwagę właśnie na Omegę – nawet tę w wiejskim stylu. Historia tego egzemplarza jest jednak głębsza, ponieważ przez pięć lat należał on do ojca Patryka, zanim trafił w jego ręce. Przez trzy lata Omega służyła jako auto codziennego użytku, a jednocześnie dojrzewała do roli stance show caru.

Inspiracje do budowy czerpał głównie z internetu, przeglądając grafiki i projekty tuningowe. W jego okolicy nikt nie jeździł podobnym autem, więc od najmłodszych lat układał w głowie plan, który miał zrealizować, gdy tylko zdobędzie prawo jazdy. Cel był prosty – szerokie felgi, ekstremalny negatyw i nadwozie niemal ocierające się o asfalt.
Pod maską kryje się trzeci już silnik – 3.0 V6 X30XE, zgodny z fabrycznym numerem VIN. Przed nim były dwa inne: pierwsze 3.0 zakończyło żywot przez uszczelkę pod głowicą, a 3.2 V6 – mimo kapitalnego remontu – zatarło się po 30 tysiącach kilometrów z powodu awarii pompy oleju. Obecny silnik przeszedł modyfikacje – zamontowano kolektory i wydech ze stali nierdzewnej o średnicy 2,25 cala zakończony tłumikiem Steinmetz, regulowane koła rozrządu i usunięto ekofasolki. Całość zestrojono na sterowniku ECUMaster DET3, choć Patryk planuje przejście na ECUMaster Black. Choć silnik nie był jeszcze hamowany, czuć, że jest żwawszy niż poprzednie 3.2, które generowało 230 KM.

Napęd pozostał seryjny z wyjątkiem dyferencjału o przełożeniu 4.22 i 45% szperze. Układ hamulcowy przeszedł gruntowne modyfikacje: z przodu zamontowano tarcze 360 mm z Audi A8 D3 i czterotłoczkowe zaciski z Mercedesa W220, a z tyłu tarcze 330 mm z Mercedesa W211 AMG i czterotłoczkowe zaciski z Porsche Cayenne. Wszystko zostało zregenerowane, wypiaskowane, polakierowane i uzbrojone w przewody w stalowym oplocie.

Zawieszenie to prawdziwy majstersztyk stance’u zrobiony na dobrych częściach: z przodu gwintowane KW V1, a z tyłu customowe betony z amortyzatorami z VW T4. Wszystkie tuleje wykonano z poliuretanu.
Pod względem wizualnym Omega przeszła liczne zmiany. Choć to model przedliftingowy, Patryk przerobił ją na wersję FL, zmieniając maskę, zderzaki i lampy. Przedni zderzak otrzymał oryginalną dokładkę Irmscher i został wygładzony. Grill FK pomalowano na black piano. Progi i lusterka pochodzą z oryginalnego pakietu Steinmetz. Tylne dodatki to replika dokładki zderzaka i blendy na szybę – również w stylu Steinmetz.

Koła to legendarne Rial Daytona 19 cali. Początkowy setup 8,5J i 10J został poszerzony do 10J z przodu i 10,5J z tyłu. Całość osadzona jest na szerokich rantach, co w połączeniu z negatywem daje niepowtarzalny stance.
Wnętrze również zyskało nowy charakter. Zniknął szary welur – teraz są tam oryginalne skórzane fotele Recaro z Omegi B, a podsufitka została wykonana własnoręcznie z pikowanej skóry. Kierownica pochodzi z Irmschera, a drewniane dekory wymieniono na aluminiowe – również z Irmschera. Liczniki są customowe, z własnoręcznie przerobionym podświetleniem. Podłogę zdobią dywaniki od FGarage, zaprojektowane na specjalne zamówienie.
Oświetlenie zyskało fioletowo-niebieskie LED-y, a przednie lampy to bi-xenony Hella 4.0 z czarnymi środkami. Akumulator przeniesiono do bagażnika, upraszczając komorę silnika.
Omega jest teraz autem na zloty i słoneczne dni, ale przez pierwsze trzy lata służyła jako codzienny pojazd. Z seryjnej, wygodnej limuzyny przekształciła się w brutalny stance car, który „płynie” po ulicach, strzelając płomieniami z wydechu.
Droga do obecnego stanu nie była łatwa – dwa zatarte silniki, problemy z elektryką po nieudolnej pracy blacharza, który wcisnął wiązkę w reklamówkę, i lata poszukiwań rzadkich części z logo Irmscher, Steinmetz czy Recaro. Patryk jednak się nie poddał, bo wiedział, że marzenia warto spełniać.
Choć projekt nigdy się nie kończy, kolejne duże zmiany są zaplanowane dopiero na 2026 rok. Na pewno zmienią się felgi – na jeszcze szersze. Reszta to niespodzianka.
Patryk radzi każdemu, kto chce stworzyć coś wyjątkowego: uzbroić się w cierpliwość i pamiętać, że „hajs is the limit”, ale marzenia są bezcenne. Na koniec dziękuje tym, którzy pomogli w realizacji projektu: Łukaszowi Sipie z LUKS-GARAGE – właścicielowi czarnej Omegi B przerobionej na Cadillaca oraz Michałowi „Skitowi” Nerlingowi – mechanikowi, bez którego auto nie miałoby już dwóch serc. To on, swoją wiedzą i pasją, uratował projekt i doprowadził go do miejsca, w którym jest dziś.
Zdjęcia: od właściciela auta