Nissan Stagea 260RS Autech

0

Nissan Stagea 260RS Autech to jeden z najbardziej fascynujących i niedocenianych samochodów w historii japońskiej motoryzacji. Wygląda jak typowe rodzinne kombi z końca lat 90., które z pozoru nie wzbudza większych emocji – do momentu, w którym dowiadujesz się, co kryje się pod jego maską. To bowiem jedyny seryjnie produkowany samochód typu wagon z techniką prosto z Nissana Skyline GT-R R33. I nie, to nie jest tuning. To oficjalny projekt działu Autech, powstały przy pełnej współpracy z NISMO, z pełnym błogosławieństwem Nissana.

Stagea pierwszej generacji (oznaczenie WC34) był modelem klasy wyższej średniej, oferowanym głównie na rynku japońskim. Miał konkurować z Subaru Legacy i Toyotą Caldina, oferując wygodę, przestronność i opcjonalny napęd na cztery koła. Ale Nissan postanowił pójść o krok dalej – dać światu praktyczne, pięciodrzwiowe auto z osiągami rasowego sportowca, i tak narodziła się wersja 260RS Autech.

Sercem tego samochodu był legendarny silnik RB26DETT – czyli ten sam rzędowy, sześciocylindrowy motor z dwiema turbosprężarkami, który napędzał Skyline’a GT-R. W Stagei rozwijał on 280 koni mechanicznych i 353 Nm momentu obrotowego, zgodnie z niepisaną japońską umową ograniczającą moc aut seryjnych. W rzeczywistości egzemplarze 260RS miały często nieco więcej – a ich potencjał do modyfikacji był identyczny jak w GT-R-ze.

Napęd trafiał na wszystkie cztery koła przez system ATTESA E-TS, także przeniesiony z GT-R-a. Do tego dochodziła pięciobiegowa skrzynia manualna, szpera tylnego dyferencjału, oraz zawieszenie i hamulce wzięte niemal żywcem z modelu R33. Oznaczało to nie tylko kapitalną trakcję i osiągi (0–100 km/h w około 5,4 sekundy), ale też niespotykaną jak na kombi precyzję prowadzenia. Ten samochód nie tylko był szybki na prostej – potrafił w zakrętach więcej, niż ktokolwiek się spodziewał po aucie z bagażnikiem zdolnym pomieścić lodówkę.

Wizualnie 260RS wyróżniał się tylko dla uważnych. Delikatny bodykit Autech, bardziej agresywne zderzaki, lekko poszerzone błotniki, specjalne felgi i oznaczenia „260RS” – wszystko to nadawało kombi zadziorności, ale bez krzykliwości. To był prawdziwy sleeper, który wyglądał jak rodzinne auto z Japonii, ale potrafił zaskoczyć nawet właścicieli Porsche i BMW M.

W środku panował klimat typowy dla Nissana z lat 90. – proste linie, analogowe zegary, welurowe lub skórzane fotele, pełne wyposażenie, ale bez przesadnego luksusu. Liczyła się funkcjonalność i ukryta moc. Kierowca miał do dyspozycji pełną kontrolę nad silnikiem i napędem, bez filtrów i zbędnych wspomagaczy. To był samochód dla tych, którzy chcieli wszystko: rodzinny bagażnik, napęd 4×4, sześć cylindrów i podwójne turbo – w jednym, fabrycznym opakowaniu.

Wyprodukowano zaledwie 1734 egzemplarze Nissana Stagea 260RS Autech, co czyni go dziś biały krukiem na rynku kolekcjonerskim. Przez wiele lat był znany głównie pasjonatom JDM, ale odkąd auta te osiągnęły wiek umożliwiający legalny import do USA i Europy, ich popularność zaczęła gwałtownie rosnąć.

Stagea 260RS Autech to najlepszy przykład na to, jak Japończycy w latach 90. łączyli technikę z wizją, tworząc samochody zupełnie niepowtarzalne. To auto, które może zabrać rodzinę na wakacje, załadować zakupy i psa, a potem pokonać górską przełęcz z gracją i skutecznością GT-R-a. Niepowtarzalne, bezkompromisowe i absolutnie unikalne – jeden z najciekawszych sleeperów w historii.



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj