Chevrolet Impala SS (1994–1996) to klasyczny przykład amerykańskiej szkoły budowania samochodów – duży, ciężki, muskularny sedan z silnikiem V8 pod maską i charakterem, którego nie da się podrobić. W czasach, gdy sportowe auta kojarzyły się z japońską precyzją i niemiecką techniką, Impala SS była jak kawałek Detroit na kołach – prosty, brutalny, a zarazem zaskakująco skuteczny. Powrót do oznaczenia „SS” (Super Sport) po niemal 25 latach ciszy był nie tylko hołdem dla przeszłości, ale też próbą tchnienia sportowego ducha w segment dużych sedanów.
Impala SS z lat 1994–1996 była oparta na platformie B-body, wspólnej dla modeli takich jak Caprice czy Buick Roadmaster. Różniła się jednak znacząco – zarówno wyglądem, jak i osiągami. Czarne nadwozie (dostępne też w ciemnym granacie i burgundzie), obniżone zawieszenie, brak chromów, 17-calowe felgi z charakterystycznym wzorem, zderzaki w kolorze nadwozia i subtelne logo SS na tylnym słupku – wszystko to sprawiało, że auto wyglądało jak tajniak z wydziału pościgowego, gotowy do akcji.
Prawdziwa różnica kryła się jednak pod maską. Serce tego kolosa to 5.7-litrowe V8 LT1, czyli ta sama jednostka, która napędzała ówczesnego Corvette C4 – choć w wersji nieco zmodyfikowanej do warunków sedana. W Impali generowała 260 koni mechanicznych i 447 Nm momentu obrotowego, co – jak na auto ważące ponad 1 800 kg – dawało przyzwoite osiągi: 0–100 km/h w około 7 sekund. Napęd trafiał na tylną oś przez czterobiegową automatyczną skrzynię 4L60E, a układ wydechowy emitował ten klasyczny, głęboki bulgot, który od razu zdradzał, że mamy do czynienia z amerykańskim V8.
Zawieszenie zostało gruntownie zmodyfikowane względem Caprice’a – auto miało sztywniejsze sprężyny, większe stabilizatory, specjalne amortyzatory DeCarbon oraz ogranicznik przechyłów. Choć nadal prowadziło się jak klasyczny muscle sedan, Impala SS dawała zaskakująco dużo kontroli przy szybszej jeździe, a na prostej była królem autostrady. To nie był samochód do ciasnych zakrętów, ale przy wciśniętym gazie potrafił zniknąć z pola widzenia równie skutecznie jak niejedno sportowe coupe.
Wnętrze było komfortowe i przestronne – typowo amerykańskie. Duże fotele z szerokimi oparciami, analogowe zegary, automatyczna klimatyzacja, drewnopodobne wstawki i ogromna ilość miejsca dla pasażerów z tyłu. SS różnił się od Caprice’a głównie ciemną tapicerką, sportową kierownicą i cyfrowym kompasem w lusterku – nie był to luksus z najwyższej półki, ale poczucie solidnego, klasycznego amerykańskiego krążownika było pełne.
Impala SS z tego okresu była dostępna tylko przez trzy lata, a jej produkcja zakończyła się wraz z zamknięciem fabryki w Arlington, która została przekierowana do produkcji SUV-ów. Łącznie powstało około 69 000 egzemplarzy, co czyni ją modelem stosunkowo rzadkim – zwłaszcza w dobrym, oryginalnym stanie, bez przeróbek czy zużycia charakterystycznego dla flot policyjnych.
Dziś Chevrolet Impala SS (1994–1996) to klasyk dla wtajemniczonych – dla tych, którzy kochają amerykańskie V8 nie tylko w muscle carach, ale też w nieoczywistych formach. To ostatni prawdziwy sedan z Detroit, zanim nastała era plastikowych przednionapędówek i SUV-ów. Samochód, który łączył styl, moc i komfort w sposób, jaki tylko Amerykanie potrafili.
Nie udawał sportowca. Nie był przesadnie nowoczesny. Ale miał coś, czego dziś brakuje wielu autom – charyzmę, brzmienie i masę czystej, nieprzefiltrowanej osobowości. I dlatego wciąż pozostaje żywą legendą wśród fanów klasycznych, mocnych sedanów.