Opel Omega z 2000 roku w wersji sedan to samochód, który trafił do Bartka nie przez przypadek, a raczej przez starannie przemyślane decyzje. Szukając auta z napędem na tył, rozważał kilka modeli – od Mercedesa W210, przez BMW E38, aż w końcu padło właśnie na Omegę. To właśnie ten egzemplarz, ściągnięty ze Szwajcarii w niemal idealnym stanie, okazał się najlepszą opcją w stosunku ceny do jakości. Początkowo służył jako auto na co dzień, ale po remoncie silnika było już szkoda używać jej w trybie codziennego tyrania. I wtedy zaczęła się ta prawdziwa motoryzacyjna przygoda.
Pierwsza inspiracja przyszła od brata, który w przeszłości miał srebrną Omegę w wersji przedlift – to od niej zaczęła się fascynacja tym modelem. Z czasem Bartek zaczął podglądać inne projekty, głównie z grupy tematycznej Omegi, ale też szerzej – z różnych zlotów. Patrzył, analizował, przeszczepiał pomysły i detale, by stworzyć coś, co – choć w pierwszym momencie może wydawać się typowe – zdecydowanie wyróżnia się niuansami. Stworzył typowego „fast daily” – czyli auto szybkie, ale używalne, stylizowane w klimacie stance, ale z korzeniami wyraźnie sięgającymi motywacji typowo performance’owej. Ma wyglądać, ale i jeździć.
Pod maską nadal pracuje oryginalne 3.0 V6. Silnik przeszedł szereg zmian – kolektor dolotowy został pocięty i pospawany dla zwiększenia pojemności, wałki rozrządu zostały wymienione, kanały wydechowe w głowicach powiększone, a koło zamachowe odelżone do 7,5 kg. Kolektory wydechowe pochodzą z wersji 3.2, a cały układ wydechowy to przelot z h-pipe 2×2.25 cala. Silnik po remoncie został też doprężony. Efektem tych zmian jest 250 KM i 290 Nm momentu obrotowego, które trafiają na tylne koła przez skrzynię z dłuższym piątym biegiem oraz dyferencjał o przełożeniu 4.22 – najkrótszym możliwym w tym modelu. Sprzęgło? Jednomas, tarcza obita kevlarem 240 mm. A zawieszenie? Przód na gwincie TA Technix, tył – amortyzatory MTS i sprężyny Zetor. Całość osadzona na poliuretanowych tulejach.
Z zewnątrz Omega przeszła sporo zmian. Przedni zderzak został wygładzony i uzupełniony o dokładkę Irmschera, progi również z tej samej stajni, tył natomiast oparto na dokładce Steinmetza. Klapa została wygładzona, grill również od Irmschera. Ale największą dumą właściciela są detale – ręcznie wyrzeźbione „poszerzenia” na dokładkach zderzaków, które łączą całość w jedną spójną linię boczną. To robota na wiele godzin, ale efekt mówi sam za siebie. Obrysówki z Cadillaca Catera z tyłu i przerobione obrysówki z busa z przodu to kolejny element, który świadczy o dbałości o szczegóły. Na koła trafiły felgi Baraccuda Stiletto Rosso w rozmiarze 18 cali i szerokości 9J, owinięte w opony 215/40.
Wnętrze również nie pozostało seryjne. Fotele zostały wymienione na sportowe, z pełną elektryką i pamięcią. Boczki drzwi pochodzą z przedlifta i są obszyte skórą. Kierownica z Vectry B została obszyta na nowo z płaskim dołem, bicepsami i celownikiem. Pasy zmieniono na pomarańczowe. Detale jak nakładki na pedały, listwy progowe, gałka zmiany biegów i zegary Irmscher tylko dopełniają całości. Przednie lampy przerobione na bi-ksenon na soczewkach z Audi Q7, z czarnym wnętrzem – efektowność w parze z funkcjonalnością.
Obecnie samochód nie pełni już roli daily. To auto na zloty, na przejażdżki bez celu, na czystą przyjemność z jazdy. W maju czeka je szczególna rola – wiezie właściciela do ślubu. To właśnie pod ten dzień był projekt dopinany na ostatni guzik. Różnica względem seryjnej Omegi? Prowadzenie. Teraz auto trzyma się zakrętów jak przyklejone. No i moc – może nie ekstremalna, ale wystarczająca, by zaskoczyć niejednego przy starcie spod świateł.
Prace nad samochodem nie należały do łatwych. Każda kolejna modyfikacja to była walka – czy to z dopasowaniem części, czy z ograniczeniami konstrukcyjnymi. Remont silnika, ogarnianie komory, blacharka, skrzynia i sprzęgło – wszystko to wymagało niezliczonych godzin pracy. Ale najważniejsze, że nie był w tym sam – ogromną pomoc otrzymał od taty, brata i znajomych, bez których ten projekt nie byłby tym, czym jest dzisiaj.
Plany na przyszłość są jasne – projekt zostaje, ma dożywocie. Zmiany? Na liście jest sporo – nowe kolektory, nowy wydech, mocniejsze hamulce, komputer, regulowane kółka rozrządu i wiele innych detali, które tylko czekają na swoją kolej. Oczywiście – wszystko będzie działo się w swoim czasie, bo priorytety życiowe się zmieniają. Ale Omega nie zostanie porzucona.
Dla tych, którzy chcieliby pójść podobną drogą, Bartek ma prostą radę – przygotujcie się na nerwy, potknięcia i czas, który będziecie musieli poświęcić. Ale też – nie oglądajcie się na innych. Samochód ma cieszyć przede wszystkim was. I jak sam mówi – „Opinia jest jak dupa, każdy ma swoją”.
Zdjęcia: Mateusz Kubiak Photography