Maciej od prawie sześciu lat jest właścicielem Mazdy MX-5 NA z 1992 roku – auta, które od samego początku miało być czymś więcej niż zwykłym środkiem transportu. Szukając czegoś nietuzinkowego, wyróżniającego się na ulicy i dającego frajdę dzięki otwieranemu dachowi, trafił na Miatę, która spełniła wszystkie jego wymagania i zmieściła się w skromnym budżecie dziesięciu tysięcy złotych. Choć początkowo nie miał żadnego doświadczenia z tym modelem, wystarczyło jedno spotkanie na żywo, aby podjął decyzję o zakupie. Od początku wiedział, że auto będzie projektem do nauki i stopniowego tuningu, dlatego też nie przeszkadzał mu średni stan blacharski kupionego egzemplarza.
Inspiracje Macieja czerpał głównie z Instagrama, obserwując przeróżne budowy Miat z całego świata. Szeroka dostępność części tuningowych do tego modelu pozwalała mu rozwijać projekt w wybranym przez siebie stylu. Od samego początku celem było stance – maksymalne obniżenie auta i budowa sylwetki jak najszerszej i jak najniższej, gdzie aspekt wizualny miał zdecydowaną przewagę nad praktycznością. Z czasem każda zmiana konsekwentnie prowadziła właśnie w tym kierunku.
Pod względem mechanicznym Miata pozostała niemal seryjna. Pod maską wciąż pracuje fabryczny silnik 1.6 o mocy stu piętnastu koni mechanicznych. Żadnych swapów, żadnych szalonych ingerencji w jednostkę – cały charakter auta budowany był wokół stylistyki i prowadzenia. Kluczowym punktem projektu stało się zawieszenie pneumatyczne, które było od dawna wymarzonym elementem. Dzięki niemu samochód może teraz dosłownie położyć się podłużnicami na ziemi, a jednocześnie zachować komfort podczas jazdy.
Z zewnątrz auto przeszło spektakularną transformację. Maciej postawił na pełny pakiet Rocket Bunny – najbardziej radykalny zestaw poszerzeń dostępny do Miaty, rozszerzający tylną oś aż o dziesięć centymetrów na stronę. Do tego ducktail, dokładka zderzaka, splitter, dokładki progów, dyfuzor oraz unikalna końcówka wydechu w kształcie serca. Całość została uzupełniona customowymi, dwuczęściowymi felgami opartymi na bazie Zender Stern z rantami BBS – dziewięć cali szerokości z przodu i dziesięć cali z tyłu, z odpowiednio dobranym offsetem dla idealnego spasowania.
Wnętrze przeszło subtelne, ale znaczące zmiany. Oryginalne fotele obszyto w charakterystyczną „piknikową kratę” razem z boczkami drzwi, zmieniono kierownicę na mniejszą, a dla bezpieczeństwa i klimatu motorsportowego dodano rollbar. Miata zyskała także kilka nowoczesnych akcentów, takich jak aftermarketowe reflektory z LED-owymi ringami, dodatkowe wskaźniki od airride i efektowne podświetlenie podwozia.
Wrażenia z jazdy są niezwykle satysfakcjonujące – pneumatyka zapewnia komfort na poziomie seryjnego auta, natomiast szerokie felgi wprowadzają trochę kompromisów jeśli chodzi o praktyczność. Miata Macieja to typowy samochód na weekendowe przejażdżki i zloty – w minionym roku przejechał nią zaledwie około siedmiuset kilometrów, co tylko pokazuje, jak wyjątkowym traktuje ten projekt.
Największym wyzwaniem podczas budowy był dobór odpowiedniego setupu felg i opon, tak aby pogodzić radykalne poszerzenia z codzienną funkcjonalnością. Wcześniejsze próby z szesnastkami zakończyły się ograniczonym skrętem kół, a znalezienie odpowiednich opon na dziesięciocalową piętnastkę nie było łatwym zadaniem. Jednak mimo wszystkich trudności Macieja zrealizował swoje założenia – Miata jest dziś dokładnie taka, jaką sobie wymarzył. Co więcej, projekt uznaje za ukończony, choć w planach jest jeszcze zmiana koloru wnętrza i nadwozia.
Dla tych, którzy chcieliby pójść podobną drogą, Wojtek ma jedną radę: trzeba przygotować się na spory budżet, bo tuning na takim poziomie kosztuje, ale końcowy efekt jest wart każdej wydanej złotówki. Całą historię budowy Miaty, od dnia zakupu po obecny stan, można śledzić na fanpage’u Miata NA’92 by DabljuEm. To opowieść o pasji, wytrwałości i spełnianiu marzeń – krok po kroku.