W czasach, gdy tuning w Polsce przeżywał prawdziwy rozkwit, na półkach z prasą motoryzacyjną pojawił się magazyn, który od razu przyciągał uwagę nazwą, grafiką i zawartością. Max Tuning to był tytuł, który nie owijał w bawełnę. Nie bawił się w półśrodki. Pokazywał tuning w wersji maksymalnej – mocny, radykalny, czasem kontrowersyjny, ale zawsze szczery i bezpośredni. Dla wielu czytelników to właśnie Max Tuning był pierwszym oknem na świat najodważniejszych projektów i ekstremalnych przeróbek, o których wcześniej mogli tylko marzyć.
Charakterystyczną cechą Max Tuning był jego bezkompromisowy styl. Magazyn stawiał na mocne otwarcia – już sama okładka musiała przyciągać wzrok. W środku natomiast nie brakowało auta z ogromnym body kitem, obniżeniem sięgającym niemal asfaltu, wnętrzami jak z filmów sci-fi, a także potężnymi jednostkami napędowymi, które mówiły jedno: tu nie chodzi o seryjność. Tu chodzi o pokazanie możliwości.
Max Tuning miał w sobie ducha rywalizacji, pokazywał auta jak ze sceny zawodowej – nie tylko wizualnie dopracowane, ale też technicznie zaawansowane. Na jego łamach pojawiały się projekty, które były efektem setek godzin pracy, ogromnych inwestycji i nierzadko szalonej wizji właściciela. Ale obok tych wielkobudżetowych potworów, pismo potrafiło też dać miejsce projektom z serca Polski – z duszą, z pomysłem, z pasją.
Wyróżnikiem Max Tuning były również testy i poradniki. Magazyn nie tylko inspirował, ale również uczył – jak dobierać zawieszenie, jakie felgi pasują do konkretnego modelu, co zrobić, by auto lepiej się prowadziło i wyglądało przy tym rasowo. Dla wielu czytelników były to pierwsze lekcje tuningowego rzemiosła, podane w przystępny, ale rzetelny sposób.
Na uwagę zasługują też relacje z eventów. Max Tuning jeździł tam, gdzie działo się najwięcej – od lokalnych spotów po wielkie zloty międzynarodowe. Zdjęcia pełne ludzi, światła, dymu spod kół i ryku silników – to była adrenalina zamknięta w papierze. Magazyn żył razem z tą sceną i potrafił oddać jej klimat w sposób niemal doskonały.
Z czasem, jak wiele tytułów z epoki, Max Tuning zniknął z rynku. Zmienił się sposób konsumowania treści, pojawiły się nowe media, a tuning przeszedł ewolucję – z podziemnej kultury do mainstreamu i z powrotem. Ale dla tych, którzy dorastali z tym magazynem, Max Tuning pozostał symbolem czasów, kiedy granice wyznaczała wyobraźnia, a tuning był bezkompromisowy, głośny i pełen emocji.
To był magazyn, który dawał marzenia. A także odwagę, by te marzenia realizować – choćby w blaszaku, z pomocą kumpla, kawałka zderzaka z innego modelu i głową pełną pomysłów.