W latach, gdy tuning w Europie zyskiwał na popularności, a kultura modyfikacji samochodów zaczęła łączyć się z modą uliczną, muzyką i stylem życia, w Holandii narodził się tytuł, który doskonale uchwycił ten moment. Streetlife Magazine był czymś więcej niż tylko magazynem motoryzacyjnym – był nośnikiem całej subkultury, która rozwijała się w garażach, na parkingach i podczas nocnych spotów w niderlandzkich miastach.
Od samego początku magazyn stawiał na autentyczność i emocje. W centrum jego uwagi były samochody – niskie, szerokie, głośne i dopracowane w najdrobniejszych szczegółach – ale nie tylko one. Streetlife Magazine dokumentował bowiem całe zjawisko tuningowej codzienności: styl ubioru, muzykę z głośników, graffiti, deskorolki, kulturę customu i kreatywność ludzi, dla których ulica była naturalnym środowiskiem. To właśnie ta wielowymiarowość czyniła go wyjątkowym na tle wielu bardziej klasycznych pism motoryzacyjnych.
Na jego łamach pojawiały się auta zarówno lokalne, jak i importowane – od niderlandzkich Golfów i Cors, przez japońskie Silvia i Civic Type-R, aż po amerykańskie muscle cary i pick-upy w stylu lowrider. Nie istniał jeden obowiązujący styl – redakcja pokazywała wszystko, co autentyczne, oryginalne i tworzone z pasją. W magazynie ważna była nie tylko techniczna jakość projektu, ale też osobowość właściciela, historia powstania auta i klimat, jaki wokół siebie budowało.
Streetlife Magazine był także przewodnikiem po wydarzeniach – relacjonował zloty, trackdaye, pokazy driftu i imprezy klubowe. Pokazywał scenę taką, jaka była – z jej błyskotkami i niedoskonałościami, z unikalną atmosferą i ludźmi, którzy oddawali całe serce swoim projektom. Nie było tu miejsca na nadęty profesjonalizm – magazyn tętnił prawdziwym życiem, takim, jakie toczyło się na ulicy.
Ważnym elementem były też sesje zdjęciowe – dynamiczne, często robione w industrialnych przestrzeniach, w nocy, przy neonach, z dymem z opon i efektami świetlnymi. To właśnie te obrazy budowały charakter Streetlife Magazine, który nie próbował być gładki ani „premium” – był surowy, wyrazisty i pełen energii.
Choć z czasem scena przeniosła się do internetu, a kolejne pokolenie tunerów zaczęło działać głównie w social mediach, Streetlife Magazine pozostał w pamięci jako wyjątkowe świadectwo swoich czasów. Dla wielu młodych ludzi w Holandii był to pierwszy kontakt z tuningiem pokazanym w sposób nowoczesny, żywiołowy i kompletny – nie tylko przez pryzmat aut, ale całej kultury wokół nich.
To właśnie ta holistyczna perspektywa sprawiła, że Streetlife Magazine zdobył lojalnych czytelników i wpływał na gusta, wybory i kierunki rozwoju sceny tuningowej w regionie. Do dziś uchodzi za jeden z najbardziej autentycznych i energicznych magazynów motoryzacyjnych, jakie powstały w Beneluksie – taki, który nie tylko opisywał życie na ulicy, ale sam był jego częścią.