Hiroki Katoh to nazwisko znane przede wszystkim wśród miłośników wyścigów długodystansowych i fanów Le Mans. Choć przez lata pozostawał w cieniu wielkich nazwisk japońskiego motorsportu, to jego kariera pełna jest momentów, które budują legendę człowieka, dla którego każda godzina spędzona za kierownicą była walką – z czasem, ze zmęczeniem i z własnymi ograniczeniami. Niewielu japońskich kierowców potrafiło z taką determinacją łączyć lokalne serie z międzynarodowymi startami w wyścigach trwających dwadzieścia cztery godziny.
Urodzony w latach siedemdziesiątych Katoh od najmłodszych lat marzył o wyścigach. Zaczynał klasycznie, w kartingu, ale szybko przeszedł do bolidów jednomiejscowych, reprezentując Japonię w Formule Trzy. Choć nie zdołał przebić się do światowej czołówki tych kategorii, jego talent został dostrzeżony przez zespoły startujące w wyścigach prototypów. To właśnie tam, w świecie endurance, Hiroki miał odnaleźć swoje powołanie.
Największą sławę przyniosły mu występy w legendarnym wyścigu Le Mans. Katoh startował tam kilkukrotnie, zarówno w klasie GT, jak i prototypowej. Szczególnie zapisał się w pamięci fanów podczas dramatycznych edycji z początku dwutysięcznych lat, kiedy to jego zespoły walczyły o przetrwanie w ekstremalnych warunkach pogodowych i awaryjnych. Był kierowcą, na którego zawsze można było liczyć – jechał równo, bezbłędnie, nie oszczędzając siebie ani maszyny.
Jego styl jazdy był pozbawiony brawury, ale pełen pasji i szacunku do rywali oraz zespołu. W paddocku cieszył się opinią zawodnika niezwykle zdyscyplinowanego, który potrafił spędzać długie godziny z inżynierami, analizując każdy aspekt pracy samochodu. Wiele zespołów zapraszało go nie tylko jako kierowcę, ale też jako konsultanta technicznego – jego wyczucie i doświadczenie były bezcenne przy ustawianiu auta na długie stinty.
Choć nie zdobył wielkich trofeów, Hiroki Katoh uosabiał ducha motorsportu – cichą determinację, bezgraniczne oddanie i niezłomność w obliczu przeciwności. Dla fanów wyścigów długodystansowych pozostanie symbolem japońskiego zaangażowania na zachodnich torach i przykładem, że nie trzeba być na pierwszych stronach gazet, by tworzyć historię.