Gil de Ferran to postać, która łączyła w sobie precyzję analityka, pasję kierowcy i spokój architekta sukcesu. Jego kariera nie była głośna, ale wyjątkowo głęboka – zarówno na torze, jak i w roli lidera zespołów wyścigowych. Dla znawców motorsportu był przykładem zawodnika, który myśli długofalowo, uczy się z każdego okrążenia i potrafi zmieniać bieg wydarzeń nie tylko przez pedał gazu, ale i przez mądrą decyzję.
Urodził się w Paryżu, ale dorastał w Brazylii, gdzie jego pasja do wyścigów rozwijała się dzięki lokalnym zawodom i silnej obecności kultury motorsportu. Swoje pierwsze sukcesy odnosił w Europie, gdzie ścigał się w Formule Trzy i Formule Trzy tysiące. Jego inteligencja i opanowanie przyciągały uwagę menedżerów zespołów, którzy widzieli w nim więcej niż tylko szybkiego kierowcę.
Prawdziwy rozkwit kariery nastąpił po przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych. W serii CART de Ferran zdobył dwa tytuły mistrzowskie, w tym w sezonie dwa tysiące jeden, kiedy ustanowił rekord prędkości na torze owalnym. Zwyciężył także w wyścigu Indianapolis pięćset, co postawiło go w gronie największych brazylijskich nazwisk w historii wyścigów.
Jednak jego wkład w motorsport nie kończy się na wyścigach. Po zakończeniu kariery zawodniczej de Ferran pełnił rolę doradcy, dyrektora sportowego i lidera zespołów w Formule Jeden i serii IndyCar. Jego techniczne spojrzenie, zdolność do analizy danych i rozumienie dynamiki zespołu czyniły go cenionym partnerem w garażu. Współpracował między innymi z zespołem Honda i McLaren, gdzie pomagał kierowcom zrozumieć niuanse strategii i technologii.
De Ferran był człowiekiem, który unikał blasku fleszy, ale zawsze znajdował się w centrum wydarzeń. Jego podejście do wyścigów było racjonalne, ale nigdy pozbawione pasji. Był głosem rozsądku w świecie prędkości i jednym z niewielu, którzy potrafili łączyć dwa światy – kokpit i centrum dowodzenia.
Gil de Ferran na zawsze pozostanie symbolem motorsportu myślącego, planującego i ewoluującego. Dla wielu kierowców był mentorem, dla inżynierów – partnerem w zrozumieniu maszyny, a dla fanów – cichym bohaterem, który przypominał, że wielkość nie zawsze mierzy się liczbą wywiadów, lecz jakością tego, co zostaje w pamięci.