Sébastien Bourdais – mistrz zza oceanu i niedoceniony europejczyk

Sébastien Bourdais to jedna z najbardziej niezwykłych postaci współczesnego motorsportu. Francuz, który zdominował amerykańskie tory, nie do końca odnalazł się w Formule 1, mimo ogromnego talentu i imponującego dorobku. Jego kariera to podróż przez kontynenty, serie wyścigowe i kultury – pełna kontrastów, wzlotów i niedopowiedzeń. Ale przede wszystkim to historia zawodnika, który nigdy nie przestawał walczyć, niezależnie od tego, czy ścigał się w Miami, Le Mans, Monako czy Detroit.

Urodzony w Le Mans, Bourdais od najmłodszych lat był związany z motorsportem. Nieprzypadkowo jego nazwisko z biegiem lat miało zyskać szczególne znaczenie właśnie w długodystansowych klasykach. Zaczynał od kartingu, a potem z powodzeniem przeszedł przez Formułę Campus i Formułę 3, gdzie już wtedy dał się poznać jako kierowca bezbłędny technicznie i niepokorny w stylu. Prawdziwy przełom nastąpił w serii Formuły 3000, w której zdobył tytuł mistrzowski, co otworzyło mu drzwi do świata zawodowego motorsportu na najwyższym poziomie.

Zamiast iść ścieżką klasycznych europejskich serii, Bourdais wybrał Amerykę. Dołączył do serii Champ Car, gdzie w barwach zespołu Newman-Haas dokonał rzeczy niezwykłej – cztery razy z rzędu zdobywał mistrzostwo, od sezonu dwa tysiące czwartego do dwa tysiące siódmego. Na torach w Toronto, Long Beach, Houston czy Cleveland był niemal nie do pokonania. Stał się absolutną ikoną tej serii – inteligentny, precyzyjny, nieugięty w walce koło w koło, a przy tym skromny i zamknięty w sobie poza torem. Jego dominacja była tak wyraźna, że ponowne powołanie do Formuły 1 wydawało się formalnością.

W sezonie dwa tysiące ósmego Bourdais dołączył do zespołu Toro Rosso. Niestety, właśnie wtedy Formuła 1 znajdowała się w punkcie przełomu – z jednej strony talent, z drugiej polityka, inżynieria i finanse. Bourdais nie miał okazji w pełni pokazać swoich możliwości. Partnerował młodemu Sebastianowi Vettelowi, a następnie Jevowi Buemiemu, ale w zespole, który bardziej stawiał na przyszłość niż na doświadczenie. Mimo kilku dobrych wyścigów, jego europejska przygoda w F1 zakończyła się szybko i bez punktów, które mogłyby świadczyć o jego realnej wartości.

Nie był to jednak koniec jego historii. Wręcz przeciwnie – Bourdais wrócił do Ameryki, gdzie ponownie stał się zawodnikiem czołówki, tym razem już w zunifikowanej serii IndyCar. Regularnie zdobywał podia, a jego powrót przyjęto z uznaniem jako akt sportowej dojrzałości i niezłomności. Oprócz startów w USA, Bourdais rozwijał swoją karierę w wyścigach długodystansowych. Startował wielokrotnie w Le Mans, reprezentował marki takie jak Peugeot czy Ford i był jednym z filarów francuskiej obecności w tej najbardziej wymagającej rywalizacji.

Dziś Sébastien Bourdais to postać symboliczna. Nie tylko dla fanów Champ Car, ale dla całego motorsportu. Jest przykładem, że nie zawsze kariera musi przebiegać według schematów – czasem prawdziwa wielkość ukryta jest poza głównym nurtem. Niezależnie od tego, czy siedzi w prototypie, bolidzie czy samochodzie GT, Bourdais zawsze reprezentuje najwyższy poziom profesjonalizmu. To mistrz, którego Europa zbyt wcześnie skreśliła, ale który na torach Ameryki zbudował własne, niepodważalne dziedzictwo.