Eric van de Poele – belgijski wojownik cienia

Eric van de Poele to postać, która na pierwszy rzut oka mogła wydawać się jedną z wielu w tłumie kierowców Formuły Jeden, ale ci, którzy śledzili jego karierę uważniej, wiedzą, że ten belgijski zawodnik był kimś więcej niż tylko statystyką w archiwach. Urodzony w Verviers, wychował się w cieniu legendy Jacky’ego Ickxa, z którym dzielił nie tylko narodowość, ale i głęboko zakorzenioną pasję do wyścigów. Van de Poele nie miał łatwej drogi, a jego ścieżka na sam szczyt była wyboista i pełna przeszkód, które potrafił pokonywać z uporem i cichą determinacją.

Jego przygoda z motorsportem rozpoczęła się później niż u wielu jego rówieśników, ale już w Formule Trzy i późniejszej Formule Trzy tysiące pokazał, że ma w sobie talent i zmysł rywalizacji. To właśnie w tej drugiej serii zdobył mistrzowski tytuł, co otworzyło mu drzwi do Formuły Jeden. Zadebiutował w barwach zespołu Modena, który korzystał z jednostek Lamborghini. Choć był to zespół nowy i z ograniczonym budżetem, van de Poele potrafił błyszczeć – szczególnie podczas Grand Prix San Marino, gdzie przez moment jechał na piątym miejscu, zanim problemy techniczne pozbawiły go szansy na punkty.

W kolejnych latach próbował sił w Brabhamie i Fondmetalu, ale rzeczywistość była brutalna – zespoły zmagały się z finansami, a bolidy nie dawały możliwości rywalizacji z czołówką. Van de Poele wielokrotnie nie był w stanie zakwalifikować się do wyścigu, co nie odzwierciedlało jego prawdziwego potencjału. Pomimo to, nigdy nie tracił profesjonalizmu i szacunku środowiska. Dla mechaników i inżynierów był kierowcą oddanym sprawie, skrupulatnym i lojalnym.

Po zakończeniu przygody z Formułą Jeden nie zniknął ze świata motorsportu. Przeciwnie – to właśnie w wyścigach długodystansowych znalazł swoje miejsce. W barwach BMW odnosił liczne sukcesy w serii wyścigów samochodów turystycznych, a także w klasykach takich jak Le Mans czy Spa. Szczególnie ten ostatni tor, jego domowy, był miejscem wielu triumfów.

Eric van de Poele to przykład kierowcy, który może nie zyskał sławy mistrza świata, ale który wniósł do sportu ducha walki, pasji i konsekwencji. Dla belgijskich kibiców pozostał symbolem wytrwałości i dowodem na to, że w wyścigach liczy się nie tylko meta, ale także droga, jaką trzeba pokonać, by się tam znaleźć.