Timo Salonen – mistrz rajdowego tempa i luzu

Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na kierowcę wyścigowego. Nosił okulary, poruszał się z flegmatyczną pewnością siebie, a jego sylwetka odbiegała od sportowych ideałów. A jednak Timo Salonen potrafił prowadzić samochód rajdowy z prędkościami, które niejednemu zawodnikowi odbierały dech. Był jak antyteza showmana – cichy, spokojny, niepoddający się emocjom, ale za kierownicą zmieniał się w bestię, która potrafiła ujarzmić najbardziej dzikie maszyny epoki grupy B.

Urodził się w Finlandii i podobnie jak wielu jego rodaków od najmłodszych lat miał kontakt z motoryzacją. Karierę rozpoczynał od mniejszych imprez, ale jego talent szybko został dostrzeżony. Przełom nastąpił, gdy dołączył do zespołu Datsuna, a później do Peugeota, gdzie dostał do dyspozycji legendarne trzydzieści pięćdziesiąt sześcio konne monstrum – Peugeota dwa zero pięć Turbo.

W tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym roku sięgnął po tytuł mistrza świata, stając się pierwszym Finem, który tego dokonał w pełnym sezonie rajdowym. Jego styl jazdy był charakterystyczny – płynny, ale dynamiczny, z umiejętnością perfekcyjnego wyczucia nawierzchni. Salonen nie był medialnym bohaterem, ale jego tempo mówiło samo za siebie. W czasach, gdy rajdy były ekstremalne i niebezpieczne, potrafił z zimną krwią dowozić wynik, nie tracąc przy tym radości z jazdy.

Jego podejście do motorsportu było wyjątkowe. Zawsze podkreślał, że ściganie się ma sprawiać przyjemność. Nie ulegał presji, nie przejmował się zbytnio medialnym szumem i właśnie to dawało mu przewagę nad rywalami. Po zakończeniu kariery nie szukał światła reflektorów – wycofał się w cień, pozostając jednak żywą legendą dla fanów rajdów na całym świecie.

Timo Salonen to przykład, że wielkość nie musi być głośna. Można ją zbudować na spokoju, precyzji i konsekwencji. Dla wielu do dziś jest uosobieniem prawdziwego rajdowca – człowieka, który żyje swoją pasją, ale nie potrzebuje aplauzu, by wiedzieć, że był wielki.