Jim Rathmann to postać niemal legendarna w historii amerykańskich wyścigów torowych, szczególnie dla tych, którzy czują ducha toru Indianapolis. Dla wielu fanów był zawodnikiem jednej chwili – jednego wielkiego dnia, który na zawsze odmienił jego życie i uczynił go bohaterem. Ale jego historia to coś więcej niż tylko zwycięstwo w klasycznym wyścigu. To opowieść o lojalności, rywalizacji braterskiej i marzeniu, które spełniło się po latach cierpliwości.
Urodził się w Kalifornii pod koniec lat dwudziestych. Od najmłodszych lat fascynował się prędkością, a jego starszy brat John również ścigał się na torach. Ciekawostką jest fakt, że Jim używał imienia brata, by móc wcześniej startować w zawodach – do dziś to zamieszanie z imionami stanowi jedną z anegdot tamtej epoki.
Rathmann przez lata budował swoją pozycję w seriach amerykańskich, startując przede wszystkim w IndyCar. Już w latach pięćdziesiątych był uznawany za jednego z najlepszych kierowców owalnych torów. Wielokrotnie stawał na podium wyścigu Indianapolis pięćset mil, ale na zwycięstwo musiał czekać aż do roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego. W tamtym pamiętnym wyścigu stoczył jedną z najbardziej emocjonujących batalii w historii z Rodgerem Wardem – przez niemal cały dystans wymieniali się prowadzeniem, walcząc koło w koło z prędkościami przekraczającymi trzysta kilometrów na godzinę. Ostatecznie to Rathmann przeciął linię mety jako pierwszy, zostając bohaterem narodowym.
Jego styl jazdy był agresywny, ale niebezpieczny. Potrafił kontrolować tempo i maksymalnie wykorzystywać aerodynamikę auta. Nie był strategiem – był wojownikiem toru, który lubił ryzyko i czerpał energię z rywalizacji. Po zwycięstwie w Indianapolis przeszedł do historii, a sam wyścig uznawany jest do dziś za jeden z najpiękniejszych w dziejach tego legendarnego toru.
Po zakończeniu kariery Jim Rathmann zajął się działalnością biznesową – prowadził jeden z pierwszych salonów samochodowych Chevroleta na Florydzie, który obsługiwał wielu kierowców i ludzi związanych z motorsportem. Utrzymywał kontakty z elitą wyścigową, był aktywny społecznie i często zapraszany jako gość honorowy na kolejne edycje Indy pięćset.
Jim Rathmann pozostał w historii jako mistrz jednego z najważniejszych wyścigów świata, ale także jako symbol pasji, która pozwala przezwyciężyć każde ograniczenie. Jego nazwisko dla fanów amerykańskich wyścigów brzmi jak dźwięk silnika V8 – donośnie, z respektem i z dumą.