Alfa Romeo 156 GTA Sportwagon to samochód, który udowadnia, że praktyczność nie musi wykluczać pasji. Że rodzinne kombi może być równie ekscytujące, co coupe. Że sztuka prowadzenia i piękno włoskiego designu mogą iść w parze z przestrzenią na zakupy, psa i fotelik dziecięcy. Ale w tym przypadku, pod warunkiem, że pasażerowie lubią prędkość, dźwięk i charakter – bo 156 GTA Sportwagon nie była zwykłym samochodem użytkowym. To było narowiste kombi z duszą rasowego sprintera i sercem legendarnego V6 Busso.
Zadebiutowała na początku 2002 roku jako odpowiedź Alfy na rosnące zainteresowanie sportowymi kombi klasy średniej. Niemcy mieli swoje Audi S4 Avant i BMW 330i Touring, a Włosi? Postawili na emocje. Pod maską Sportwagona znalazł się ten sam, co w wersji sedan, 3.2-litrowy silnik V6 24V, rozwijający 250 koni mechanicznych i około 300 Nm momentu obrotowego. Ten silnik, skonstruowany jeszcze przez Giuseppe Busso, to nie tylko jednostka napędowa – to mechaniczna rzeźba, której dźwięk stał się znakiem rozpoznawczym całej marki.
Reakcja na gaz była natychmiastowa, a dźwięk – surowy, metaliczny, prawdziwy. Przyspieszenie do setki zajmowało około 6,3 sekundy, a prędkość maksymalna sięgała 250 km/h. Napęd trafiał oczywiście na przednie koła, co przy tej mocy oznaczało całkiem spory temperament na pierwszych dwóch biegach. Auto potrafiło wyrwać się spod nóg przy mocnym wciśnięciu gazu, co tylko dodawało mu charakteru – bo 156 GTA, niezależnie od nadwozia, nie była autem dla każdego. To był samochód dla kierowcy, który wiedział, jak się z nim obchodzić.
Zawieszenie zostało utwardzone, auto obniżono, poszerzono rozstaw kół i wyposażono w większe tarcze hamulcowe, a wszystko to po to, by opanować możliwości tego silnika. Mimo napędu na przód, 156 GTA prowadziła się bardzo precyzyjnie – szczególnie na suchym asfalcie, gdzie balans i czucie kierownicy dawały ogromną frajdę. Sportwagon był tylko minimalnie cięższy od sedana, dzięki czemu praktyczność nie przyszła kosztem osiągów.
Z zewnątrz wersja GTA wyróżniała się szerszymi zderzakami, bocznymi dokładkami, agresywnym grillem, a także charakterystycznymi 17-calowymi felgami z pięcioma dużymi otworami. Z tyłu – dwie końcówki wydechu i delikatny spoiler dachowy. Auto wyglądało dynamicznie, ale nie przesadnie – miało klasę, jakiej brakowało wielu konkurentom.
Wnętrze kontynuowało ten styl: sportowe fotele z bocznym trzymaniem, aluminiowe nakładki na pedały, czerwone przeszycia, czarna podsufitka, kierownica gotowa do pracy, a wszystko to w klasycznym, włoskim stylu. Nie była to kabina naszpikowana elektroniką – ale dawała poczucie zespolenia z maszyną, którego nie da się zastąpić ekranami dotykowymi.
Łącznie wyprodukowano niespełna 1 700 egzemplarzy 156 GTA w wersji Sportwagon, co dziś czyni je niezwykle rzadkimi i coraz bardziej poszukiwanymi. To jeden z tych samochodów, które dopiero po latach zostały naprawdę docenione – za duszę, za dźwięk, za formę, za styl.
Alfa Romeo 156 GTA Sportwagon to przeciwieństwo nudnych kombi, które wygrywają testy praktyczności, ale nie zostawiają żadnych emocji. To auto, które daje zastrzyk adrenaliny, kiedy tylko odpalisz silnik. Które mówi: „tak, mam miejsce na wózek dziecięcy – ale też brzmię jak Maserati i kręcę się do siedmiu tysięcy”. To była Alfa w pełnej krasie – nierówna, nieidealna, ale pełna życia. I właśnie za to do dziś tak kochana.