Allan Simonsen – legenda, która odeszła zbyt wcześnie

Allan Simonsen to nazwisko, które do dziś wywołuje emocje wśród fanów wyścigów GT. Duńczyk o łagodnym usposobieniu i ogromnym talencie, był jednym z tych kierowców, którzy potrafili z każdej maszyny wycisnąć więcej, niż przewidywały dane techniczne. Jego śmierć podczas startu w Le Mans wstrząsnęła światem motorsportu i pozostawiła po sobie pustkę, której nie da się zapełnić.

Simonsen rozpoczynał karierę od wyścigów jednomiejscowych, ale to w autach GT i turystycznych odnalazł swoje prawdziwe powołanie. Szybko stał się ulubieńcem zespołów, dzięki swojej niezawodności, umiejętności szybkiej adaptacji i doskonałemu wyczuciu samochodu. Ścigał się w serii V8 Supercars w Australii, gdzie zyskał opinię jednego z najlepszych zagranicznych zawodników, oraz w Europejskich mistrzostwach GT, gdzie regularnie zdobywał podia.

Styl jazdy Simonsena łączył agresję z elegancją. Był kierowcą atakującym, ale rzadko popełniał błędy. Wiedział, jak zarządzać oponami, jak ustawić samochód pod siebie i jak porozumieć się z zespołem, by wspólnie osiągać cele. Jego obecność w zespole zawsze oznaczała wzrost poziomu sportowego i lepszą atmosferę w garażu.

Wielkim marzeniem Allana była wygrana w Le Mans – wyścigu, który uważał za największe wyzwanie i największą nagrodę. W roku, w którym zginął, prowadził auto klasy GT w barwach Astona Martina. Był jednym z faworytów w swojej kategorii i miał realne szanse na zwycięstwo. Niestety, już na początku rywalizacji doszło do wypadku, który odebrał mu życie. Był to moment, który zatrzymał czas na torze i w sercach fanów.

Pamięć o Simonsenie przetrwała. Jego imię pojawia się w hołdach składanych przez zespoły, fanów i organizatorów. Dla wielu był symbolem pasji, pokory i wyścigowego ducha. Choć jego kariera została brutalnie przerwana, to pozostaje on jedną z najjaśniejszych postaci w historii wyścigów GT – nie przez długość kariery, ale przez jakość, jaką wniósł na tor.