Kiedy Michał kupił sześcioletnią Astrę F, samochód nie wyróżniał się niczym szczególnym. To była Astra jakich setki (a może i tysiące) na polskich drogach. Chcąc to zmienić i nadać samochodowi indywidualnego charakteru, właściciel kilkakrotnie przerabiał auto. Sam jednak przyznaje, że nie od razu trafił na dobrą drogę. Ale liczy się efekt końcowy…
Panuje przeświadczenie, że poczciwa Astra (w tym przypadku egzemplarz z 1994 r. z jednostką napędową 1,4 l o oznaczeniu c14se i mocy zaledwie 82 KM) nie wygląda zbyt dobrze, a poza tym, jako jeden z najpopularniejszych samochodów w Polsce, jest po prostu pospolita. Dlatego Michał, chcąc przełamać ten stereotyp, zaplanował szeroki front robót. Wszystkie zmiany miały mieć charakter stylu OEM+. Dla niewtajemniczonych: OEM+ to, w dużym skrócie, styl polegający na komponowaniu projektu z fabrycznych części pochodzących z topowych, limitowanych wersji.
Astra przeszła generalny remont blacharki, wymieniono wszystkie reperaturki, położono nowy lakier woryginalnym kolorze oplowskiej czerwieni, a tylną kratę grilla pomalowano na czarny mat. Niektórym częściom (listwom drzwiowym, lampom oraz grillowi) nadano seryjny wygląd. Te zmiany, z godnie z ideą OEM+, miały na celu odświeżenie auta w jego oryginalnej wersji. Michał nigdy nie planował wprowadzania różnych udziwnień, chciał jedynie stworzyć „zwykłą serię na glebie”. I tak też zrobił. Na pierwszy ogień poszło zawieszenie. Właściciel przetestował kilka kompletów sprężyn (w tym także części home made) zanim zdecydował się zainwestować nieco więcej i kupić zawieszenie gwintowane firmy Fk.[emaillocker]
Kolejnym krokiem był wybór odpowiednich kół. To element, który od razu rzuca się w oczy, dlatego Michał postanowił nie szczędzić pieniędzy i postawić na coś, czego jeszcze nie było – niemiecko-amerykańskie połączenie. Kupił koła pochodzące z Chryslera Vision 16-calowe alufelgi o szerokości 7j. Poszerzył je do 8 i 9 cali oraz wypolerował „od czoła”, od wewnątrz zaś pomalował na ciemny grafit. Do tego założył opony w rozmiarze 165/45R16 oraz 195/40R16. Dla efektu zastosowano adaptery zmieniające rozstaw śrub z 4×100 na 5×114.3 o grubości 20 mm z przodu i 30 mm z tyłu. Trzeba przyznać, że to nietypowe, innowacyjne wręcz, połączenie zagrało nadspodziewanie dobrze i rysunek amerykańskich kół świetnie kontrastuje z niemieckim designem połowy lat 90-tych, podkreślając prostotę bryły.
Kolejne modyfikacje obejmowały zmianę tylniego zawieszenia na pochodzące z Corsy C zawieszenie firmy Weitec oraz amortyzatorów na TA-technix. Założono hamulce z wersji GSi 256. Na zderzaki i listwy naklejono czerwony pasek przechodzący przez całą bryłę samochodu. Pod maską pojawił się nowy silnik – dwulitrowa jednostka napędowa o mocy 150 KM.
Wnętrze również przeszło kilka modyfikacji. Wszystkie jednak polegały na odświeżeniu i uwydatnieniu seryjnego uroku auta, podkreślonego topowymi wersjami wyposażenia, nie zaś na skomplikowanych przeróbkach i ulepszeniach. Michał wprowadził do środka nieco sportowego charakteru montując komplet siedzeń Recaro Connoly oraz kierownicę firmy Raid (model HP17 o średnicy 30 cm). Wszystkie plastiki pomalował na czarny mat, a podsufitkę na nowo obił czarnym materiałem.
Michał przyznaje, że modyfikacja Astry to jego pasja, która pogłębia się z dnia na dzień, co widać po efektach jego starań. Tuning samochodów jest udany tylko wówczas, gdy poświeci mu się nie tylko pieniądze, ale też czas i serce…
Tekst: Weronika Dębowska
Fot. Maciek Sułek
Modelka: Elka Derengowska[/emaillocker]