Bezkompromisowe Audi A7 od Mateusza

0

Są projekty, które powstają z przypadku. Są też takie, które rodzą się w głowie na długo przed zakupem auta. Ale są i takie, które przez lata dojrzewają, przechodzą dziesiątki modyfikacyjnych pomysłów, weryfikują się w praktyce i finalnie… miażdżą system. Właśnie taki jest projekt Mateusza – Audi A7 z 2013 roku, które przeszło metamorfozę z luksusowej limuzyny w maszynę o agresywnym i bezkompromisowym charakterze.

Od Loobstera do A7, czyli skąd się to wszystko wzięło

Na początku był… pomysł na koła. A konkretnie wizja zbudowania customowych felg na bazie Porsche Loobsterów w rozmiarze 21 cali. Miały być szerokie, miały robić robotę. Problem w tym, że nie pasowały do ówczesnego auta – Golfa GTI MK5. I tak, szukając godnej bazy pod wizję, która już w głowie była gotowa, pojawiło się Audi A7 – eleganckie, masywne, sportowe. I co ważne – z potencjałem na pełnoprawny projekt, a nie tylko stylizowanego daily.

Z założenia miało być grubo – nie OEM+, nie „delikatne poprawki”, tylko pełne spełnienie tuningowych marzeń zbieranych przez 20 lat jeżdżenia na eventy, oglądania projektów i tworzenia własnych.

Z pamięci, z pasji, z Wolfsgruppe

W głowie Mateusza A7 istniało długo. Na jednym z pierwszych eventów Wolfsgruppe – który sam nazywa swoją tuningową kolebką – zobaczył A7 na airride i dużym kole. Bez body, bez zbędnych dodatków – a mimo to wyglądało obłędnie. Tamten widok został z nim na zawsze i od razu pojawiła się myśl: „kiedyś zrobię swoją A7 – ale po swojemu”.

No i zrobił. I to nie byle jak.

Technika, która nadąża za wizją

Pod maską seryjne 3.0 TFSI, ale w tej wersji „seria” to tylko punkt wyjścia. Zmiana koła kompresora i mapa ECU przyniosły 432 konie i 534 Nm, co przy quattro sprawia, że auto reaguje błyskawicznie. Dolot? Przebudowany. Wydech? Customowy przelot z klapami. Brzmi jak powinno – czyli brutalnie.

Zawieszenie? Airlift, ale w nieoczywistej wersji – zestaw z Passata CC, krótszy, pozwalający zejść niżej niż standardowe rozwiązania do A7. Efekt? Samochód, który dosłownie kładzie się na ziemi – i to bez kompromisów.

Hamulce to komplet z RS5 – przód, tył – wszystko podpięte i gotowe na mocniejsze jazdy.

Nadwozie? Custom. Grubo. Inaczej niż wszyscy.

Jeśli jest coś, co najbardziej wyróżnia ten projekt, to bez wątpienia karoseria. Bodykit to stuprocentowy custom – stworzony od zera, pod wymiar, pod wizję. Żadnych gotowców z internetu. Całość gładko zespolona z nadwoziem, poszerzona, dopracowana w najmniejszych szczegółach. Lakier? Klasa sama w sobie, niebanalna barwa i wykonanie, które robi robotę nawet w cieniu.

Koła? Zbudowane z dwóch kompletów Loobsterów, żeby spasować rotory i ranty – wszystko pod customowy projekt. Ale Mateusz już zapowiada, że nowe felgi są w drodze – ciemne, z carbonowym ringiem, jeszcze bardziej bezkompromisowe.

Środek: premium, ale po swojemu

We wnętrzu nie mogło być przypadkowo. Fotele z wersji Competition (czyli te same, co w RS7, tylko z innym logo), kierownica obszyta z największą dbałością, nowoczesny ekran z Androidem zamiast fabrycznego MMI i sporo zmian w detalach. Wszystko w duchu OEM+, ale z konkretnym pazurem.

Jazda, zloty, pikniki – czyli jak żyć projektem

Mateusz nie jest typem gościa, który buduje projekt i zamyka go w garażu. Jeździ. I to dużo – zarówno po Polsce, jak i po Europie. Na eventy często podróżuje zestawem: Mercedes V-klasa + laweta + Audi A7. Komfort + prezentacja – układ idealny. Choć sam przyznaje, że czasem brakuje mu tej dzikiej jazdy czterystukonnym quattro.

Ale za to może rozłożyć się na zlocie, odpalić lodówkę, postawić stolik i cieszyć się atmosferą. W końcu tuning to nie tylko praca, to lifestyle – i A7 doskonale to oddaje.

Projekt niedokończony, ale kompletny

W tuningowym świecie nic nigdy nie jest naprawdę skończone – i Mateusz to rozumie doskonale. Choć A7 robi kolosalne wrażenie, to już zapowiedziane są kolejne zmiany: nowe felgi, zmiana stylu na delikatny „race look”, dopieszczenie detali, może jakaś nowa niespodzianka. Ale jedno się nie zmienia – kierunek jest jeden: wyżej, mocniej, szerzej. I zawsze po swojemu.

I na koniec…

Nie każdy musi lubić ten projekt. Nie każdemu się spodoba. Ale to nie ma znaczenia – bo został zbudowany dla właściciela, zgodnie z jego wizją, jego stylem i jego zasadami. Nie pod publikę, nie pod lajki – tylko z pasji. Z determinacją, ambicją i uporem, które słychać z każdym mruknięciem silnika i widać w każdym przetłoczeniu nadkola.



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj