Historia Bartka i jego E30 to jeden z tych motoryzacyjnych romansów, które zaczynają się przypadkiem, a z czasem zamieniają się w coś na całe życie. Gdyby nie zbieg okoliczności i zmiana planów zakupowych z Lanosa na coś „trochę bardziej z charakterem”, dziś pod domem pewnie stałby zupełnie inny samochód, a ten artykuł nigdy by nie powstał. A tak mamy przed sobą projekt, który nie tylko trwa już ponad dekadę, ale wciąż się rozwija i dojrzewa razem z właścicielem.
BMW E30 Touring z sierpnia 1988 roku trafiło do Bartka w 2013 roku jako pierwsze auto zaraz po zdaniu prawa jazdy. Miało być zwyczajnym samochodem na co dzień, który przy okazji wprowadzi go w świat mechaniki i może kiedyś stanie się driftowozem. Plany były jak najbardziej rozsądne, ale rzeczywistość, jak to bywa, potoczyła się zupełnie inaczej. Szybko okazało się, że samochód ma dużo większy potencjał, a zamiast pójść na ślizg, lepiej dać mu nowe życie – z szacunkiem do klasyka i z pasją do detali.
Wszystko zmieniło się 13 grudnia 2013 roku, kiedy to fabryczny silnik M20B20 stracił smarowanie. Zamiast jednak szukać najtańszego rozwiązania, Bartek zdecydował się na coś z wyższej półki – jednostkę M52TUb25 z E46 323i. Swap silnika zapoczątkował całą przemianę auta. Wraz z silnikiem przyszedł czas na porządne ogarnięcie komory, a to z kolei zaowocowało… pełnym lakierowaniem. Tak się zaczęło – krok po kroku, decyzja po decyzji, E30 przestawało być codziennym towarzyszem, a stawało się pełnoprawnym projektem.
Z perspektywy lat widać, jak bardzo konsekwentnie Bartek podchodził do modyfikacji. Tu nic nie jest przypadkowe – nawet wybór felg. Fascynacja japońską motoryzacją i driftingiem zaowocowała decyzją o montażu JR-12 (17″ i 9 cali szerokości), inspirowanych kultowymi Volkami TE37V. Gdy tylko auto zyskało nowe koła i idealny spas, pojawiły się łzy. Dosłownie. To był moment, kiedy wizja zaczęła spotykać się z rzeczywistością.
Z czasem pojawiły się kolejne mody – nowe zawieszenie, modyfikacje wnętrza, poprawki blacharskie i mechaniczne. Przednie fotele Sportsitze zostały obszyte na nowo, wnętrze wzbogaciło się o rzadki materiał Red Design Edition, a całość dopełniły czerwone pasy bezpieczeństwa, wskaźniki, czarna podsufitka, odnowiona kierownica MT1 i customowa zabudowa air ride w bagażniku. Początkowo „wersja air ride 1.0”, teraz udoskonalana w wersji autorskiej, opartej na aplikacji i czujnikach przy kołach. Projekt nie dość, że wygląda, to jeszcze żyje technologią zrobioną „od zera”.
Mechanicznie auto również przeszło drogę. Silnik M52TUb25 generuje 170 KM i 245 Nm, skrzynia to ZF, a dyferencjał to duża głowa z przełożeniem 3.25. Wydech to owinięte kolektory i klasyczna dwururka, a dolot to Airbox Sikora. Zawieszenie? Przód custom pod Rubena 130/2 i camber plates „SWAGIER”, tył na Koni Short Sport i identycznych poduszkach. Wszystko oczywiście pomalowane, zakonserwowane i zabezpieczone podwozie woskiem INNOTEC. Dodatkowo – pełna wymiana gum zawieszenia na poliuretany, customowe wnętrze wygłuszone matami STP Black Silver, a układ hamulcowy przeszedł kompleksową odnowę z zastosowaniem komponentów ATE, sportowego korektora OBP i podwójnego serwa z E34 Touring.
E30 Bartka to nie tylko projekt – to kawał życia. Auto było codziennym kompanem do 2015 roku, dziś wyjeżdża na zloty i spoty, cieszy oko i uszy. Nie raz miało być sprzedane, ale ostatecznie zostaje, i zostanie, bo jak sam mówi – w 2026 roku ma odgrywać ważną rolę w jednym z najważniejszych dni w życiu właściciela.
Bartek nie ukrywa, że wszystko zrobił sam albo z pomocą bliskich. Nie poleca warsztatów, bo nie musiał z nich korzystać. To projekt budowany z sercem, w warunkach często dalekich od ideału. Ale właśnie dzięki temu zyskał duszę. W planach jest nowa deska rozdzielcza, wymiana pasa przedniego, kontynuacja prac nad systemem sterowania zawieszeniem… i kto wie, może kiedyś silnik z E46 M3?
Dla wszystkich, którzy marzą o podobnym projekcie, ma prostą radę – cierpliwość, samozaparcie i solidna baza. Szukajcie jak najbardziej kompletnego egzemplarza, bo drobnica w przypadku E30 potrafi kosztować więcej niż silnik. No i nie zapominajcie o ludziach wokół — to oni są często największą pomocą i wsparciem w realizacji pasji. Bo projekt to nie tylko blacha i śruby. To emocje, relacje i historie, które zostają na zawsze.
Zdjęcia: Marcin Bukowski