BMW E36 328i coupe z 1996 roku, należące do Patryka, to przykład auta, które przypadkiem zamienia się w projekt na lata. Samochód został kupiony z myślą o codziennym użytkowaniu, ale jego charakterystyczna linia boczna, proste kształty i kokpit, który właściciel pokochał od pierwszego spojrzenia, szybko przesądziły o innym przeznaczeniu. E36 trafiło do niego w wersji całkowicie seryjnej, napędzane silnikiem M43b16, co miało też swoje zalety, egzemplarz nie był wcześniej zmaltretowany przez początkujących fanów jazdy bokiem, a jego stan blacharski okazał się zaskakująco dobry.
Inspiracją do zbudowania auta była scena BMW Syndykat. To właśnie tam Patryk po raz pierwszy zobaczył przerobione E36 i inne klasyczne modele tej marki. Wrażenie było na tyle silne, że od razu wiedział, w jakim kierunku chce pójść. Głównym celem od początku był styl stance, bez kompromisów w stronę toru, driftu czy sleepera. Chodziło o wygląd, dopracowany detal i niski, rasowy sznyt, który wyróżnia się z tłumu.
Pod maską E36 znalazł się teraz silnik M52B28, który zastąpił pierwotne M42B16. Swap został przeprowadzony w całości z drugiego auta posiadającego fabryczne 2.8, co pozwoliło zachować pełną zgodność komponentów. Jedynym odstępstwem od seryjnej specyfikacji jest układ wydechowy, kolektory Schmiedmann i wyspawany przelot zakończony końcówką od MG Motosport. Cała jednostka przeszła pełny remont, obejmujący zarówno górę, jak i dół silnika. Parametry nie zostały jeszcze zmierzone na hamowni, ale stan techniczny nie budzi żadnych wątpliwości. Reszta układu napędowego i hamulcowego pozostała oryginalna dla wersji 2.8.
Zawieszenie to oczywiście gwint – jak przystało na auto stance’owe. Dzięki temu E36 siada nisko i prezentuje się dokładnie tak, jak powinno. Karoseria została polakierowana na fabryczny kolor Arktissilber, a na zewnątrz auto otrzymało pełny zewnętrzny pakiet M oraz elementy GT Class. Przedni zderzak zdobi dokładka typu Fatlip, a auto stoi na felgach BBS Kersher RX w rozmiarze 17 cali – 9 cali szerokości z przodu i 10.5 cala z tyłu. Całość robi doskonałe wrażenie, szczególnie z perspektywy entuzjastów starej szkoły tuningu.
Wnętrze nie zostało pominięte, wręcz przeciwnie. Materiałowe fotele zastąpiły repliki Recaro przemalowane w kolor bordowy, pojawiły się carbonowe dekory, komputer pokładowy OBC18, radio CD43, listwy progowe z M3 oraz klasyczna kierownica w stylu tzw. serducho. Całość wieńczy czarna podsufitka, która doskonale komponuje się z całą resztą wnętrza.
Auto nie przeszło większych zmian elektronicznych, nie było też potrzeby ingerencji w oświetlenie – Patryk zdecydował się pozostać przy klasycznej konfiguracji, skupiając się na stylistyce i klimacie lat 90. Wrażenia z jazdy są świetne, zwłaszcza na równym asfalcie – zawieszenie prowadzi samochód jak po sznurku. Niestety, każda nierówność to wyzwanie, wymagające czujności i ostrożności. Właśnie dlatego E36 nie jest autem codziennego użytku – przez cały rok pokonuje nim nie więcej niż dwa tysiące kilometrów, tylko przy dobrej pogodzie i na specjalne okazje.
W przyszłości Patryk planuje kolejne zmiany. Na celowniku są między innymi nowe hamulce o większej średnicy tarcz oraz dalsze doposażenie wnętrza w unikalne elementy z epoki. Jak sam mówi, chce doprowadzić kabinę do stanu, który w stu procentach będzie go satysfakcjonował. Projekt nie jest zamknięty – jak większość takich przedsięwzięć, żyje własnym życiem i rozwija się wraz z właścicielem.
Dla osób, które chciałyby pójść podobną drogą, Patryk ma jedną radę – potrzebna jest wytrwałość. W budowie takiego auta zawsze coś pójdzie nie po myśli, coś się opóźni lub okaże trudniejsze, niż zakładaliśmy. Ale z odpowiednią dawką cierpliwości i determinacji wszystko da się ogarnąć. Wystarczy po prostu nie odpuszczać i wierzyć w swój pomysł.
Zdjęcia: Hubert Baran