Craig Lowndes – chłopak z sąsiedztwa, który stał się legendą

Craig Lowndes to jeden z tych kierowców, których pokochali wszyscy – od najzagorzalszych fanów po niedzielnych widzów, którzy raz w roku zasiadali przed telewizorem na Bathurst. Jego historia to nie tylko opowieść o trzykrotnym mistrzu i siedmiokrotnym zwycięzcy Mount Panorama, ale też o skromnym chłopaku, który swoją uprzejmością, uśmiechem i otwartością zjednał sobie całe pokolenia fanów. W świecie pełnym ego i napięć, Lowndes zawsze pozostawał sobą – i właśnie za to go pokochano.

Urodził się w Melbourne w połowie lat siedemdziesiątych, a jego ojciec był byłym motocyklistą wyścigowym. To właśnie ojciec zaszczepił w nim pasję do motorsportu. Craig już jako dziecko zasiadał za kierownicą gokartów, a jego talent szybko został zauważony. W wieku niespełna dwudziestu lat został zaproszony do zespołu Holdena prowadzonego przez legendarnego Toma Walkinshawa. Wtedy właśnie rozpoczął się błyskotliwy marsz w górę – debiut w Bathurst zakończony miejscem na podium i styl jazdy, który przyciągnął uwagę całego kraju.

Jego przełomowy moment nadszedł w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy w barwach Holdena zdobył swój pierwszy tytuł mistrza V8 Supercars. Mimo młodego wieku dominował na torach, a jego rywalizacja z kierowcami Forda była jednym z najgorętszych tematów australijskiego sportu. Gdy w kolejnych latach zmieniał zespoły i nieco tracił tempo, wielu go już skreślało. Ale Craig zawsze wracał – i to w wielkim stylu.

Jego największym atutem była doskonała współpraca z inżynierami, płynność jazdy i umiejętność wykorzystywania każdego detalu toru. Nie był agresywny, ale niesamowicie skuteczny. W Bathurst czuł się jak w domu, a każde jego zwycięstwo było świętem dla kibiców. Gdy w końcu ogłosił zakończenie pełnoetatowej kariery, żegnały go tłumy, a owacje trwały dłużej niż niejedna ceremonia mistrzowska.

Craig Lowndes na stałe wpisał się w historię australijskiego motorsportu. Dla jednych był dziecięcym idolem, dla innych symbolem klasy, a dla wielu po prostu najlepszym kierowcą, jakiego widzieli w swoim życiu. Nawet po zakończeniu kariery nie zniknął – pozostał komentatorem, mentorem i ambasadorem wyścigów. Jego dziedzictwo to nie tylko rekordy i tytuły, ale też emocje, które wywoływał przez dziesięciolecia.