Eric van de Poele to jedno z tych nazwisk, które w historii Formuły Jeden pojawiły się na krótko, ale za kulisami kryła się fascynująca opowieść o ambicji, trudnych wyborach i niewykorzystanym potencjale. Urodzony w Belgii pod koniec lat pięćdziesiątych, dorastał w kraju, który dał światu takich kierowców jak Jacky Ickx czy Thierry Boutsen. Mimo że motorsport nie był głównym nurtem belgijskiego sportu, młody Eric od dziecka pasjonował się rywalizacją i marzył o karierze w wielkim świecie wyścigów.
Początki jego kariery były dość klasyczne – startował w kartingu, następnie awansował do niższych serii jednomiejscowych, gdzie zyskał reputację szybkiego i rzetelnego kierowcy. Jego przełomem było zwycięstwo w Formule Trzy Tysiące, która w tamtych latach uchodziła za bezpośrednią przepustkę do Formuły Jeden. Styl jazdy van de Poele był opanowany, techniczny, pozbawiony zbędnej brawury – cechy te czyniły go idealnym kandydatem do zespołów potrzebujących kierowcy analitycznego, z chłodną głową.
Zadebiutował w Formule Jeden na początku lat dziewięćdziesiątych, ale trafił do zespołów o bardzo ograniczonym potencjale. Jego debiut dla zespołu Modena Lamborghini był obiecujący – zdołał zakwalifikować się do wyścigu i przez pewien czas jechał na punktowanym miejscu, zanim awaria pozbawiła go szans na finisz. Niestety, kolejne starty nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, głównie z powodu niesprawnych bolidów i braku budżetu.
Eric próbował jeszcze swoich sił w zespołach Fondmetal i Brabham, ale ostatecznie jego czas w Formule Jeden skończył się po zaledwie kilku udanych startach. Mimo to jego kariera w motorsporcie trwała dalej – z powodzeniem startował w wyścigach długodystansowych, w tym w Le Mans i serii GT. Jego umiejętność pracy zespołowej i doświadczenie sprawiły, że był cenionym zawodnikiem w każdej kategorii, w której się pojawił.
Choć nie osiągnął wielkich sukcesów w Formule Jeden, Eric van de Poele pozostaje postacią szanowaną w środowisku motorsportu. Jego historia to przykład kierowcy, który miał talent i determinację, ale zabrakło mu czasu i odpowiedniego zaplecza. Dla belgijskich kibiców był nadzieją na kontynuację narodowej tradycji, a jego obecność na torach była symbolem pasji i wytrwałości, niezależnie od wyniku.