Gianni Morbidelli to nazwisko, które na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych często pojawiało się w kontekście włoskiej nadziei na kolejne sukcesy w Formule Jeden. Urodzony w środkowych Włoszech, wychowany w rodzinie z tradycjami wyścigowymi – jego ojciec również startował w rajdach – Gianni od dziecka chłonął atmosferę sportu samochodowego. Miał wszystko, czego potrzeba: naturalny talent, silne zaplecze techniczne i nieprzeciętną determinację.
Karierę rozpoczął w kartingu, jak większość przyszłych kierowców wyścigowych, gdzie zdobywał liczne tytuły i szybko przeszedł przez kolejne szczeble wyścigowego wtajemniczenia. W Formule Trzy i Formule Trzy Tysiące nie tylko się ugruntował, ale także wygrał mistrzostwa, co otworzyło mu drzwi do Formuły Jeden. Zadebiutował w niej pod koniec lat osiemdziesiątych, ale przez całą dekadę dziewięćdziesiątą jego obecność w królowej sportów motorowych była przerywana, chwilami wręcz symboliczna. Był kierowcą rezerwowym, zawodnikiem testowym, a czasem jednorazowym zastępstwem.
Mimo że nigdy nie zagościł w czołowych zespołach, Morbidelli miał na koncie kilka błysków geniuszu, w tym miejsce na podium, które do dziś pozostaje jednym z najbardziej niedocenianych występów włoskiego kierowcy w tej erze. Potrafił wyciągnąć maksimum z przeciętnych bolidów, a jego styl jazdy opierał się na technicznej precyzji i głębokim zrozumieniu maszyny. Cieszył się szacunkiem w padoku i wśród inżynierów, ale nigdy nie dostał szansy, która pozwoliłaby mu naprawdę zaistnieć w szerokiej świadomości kibiców.
Po zakończeniu przygody z Formułą Jeden Morbidelli z powodzeniem startował w wyścigach samochodów turystycznych, między innymi w serii Superstars oraz WTCC, gdzie odnosił sukcesy i zdobywał tytuły mistrzowskie. Udowodnił tym samym, że jego talent nie ogranicza się wyłącznie do jednokierunkowych bolidów, a jego umiejętność adaptacji i dbałość o technikę jazdy były ponadprzeciętne.
Gianni Morbidelli nigdy nie był medialną gwiazdą, ale był kierowcą z krwi i kości – jednym z tych, którzy robią swoje w cieniu największych nazwisk, ale bez których sport nie byłby pełny. Jego dziedzictwo to nie statystyki, lecz szacunek środowiska i uznanie tych, którzy naprawdę znają się na wyścigach. Włoska szkoła motorsportu zawdzięcza mu więcej, niż często się przyznaje.