Harald Grohs to jeden z tych kierowców, którzy może nigdy nie trafili na światowe podium Formuły Jeden, ale za to stali się ikonami w świecie samochodów turystycznych i wyścigów długodystansowych. Urodzony w Essen w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym, przez dekady budował swoją legendę jako nieustępliwy, niezawodny i niezwykle skuteczny zawodnik, który swoją lojalnością wobec marki BMW zapisał się złotymi zgłoskami w historii tej firmy.
Grohs swoją przygodę z wyścigami rozpoczął stosunkowo późno, ale szybko zyskał uznanie jako kierowca, który doskonale czuł balans auta i potrafił wycisnąć z niego maksimum. Największe sukcesy odnosił w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, ścigając się w barwach BMW, zarówno w serii DRM, jak i w wyścigach międzynarodowych. Był jednym z pierwszych kierowców, którzy rywalizowali za kierownicą kultowego BMW trójsetki piątki CSL oraz późniejszych modeli z rodziny M. Startował w niezliczonych edycjach dwudziestoczterogodzinnych wyścigów na torach Nürburgring i Spa, zdobywając miejsca na podium i budując reputację zawodnika, na którego zawsze można liczyć.
Styl jazdy Grohsa był charakterystyczny – nieco szorstki, ale przy tym niesamowicie skuteczny. Zawsze potrafił odnaleźć się w gęstym ruchu, nie bał się walki koło w koło i doskonale radził sobie podczas nocnych zmian w wyścigach długodystansowych. Był uważany za wzór kierowcy zespołowego, który myśli nie tylko o sobie, ale przede wszystkim o wyniku całego teamu.
Po zakończeniu kariery wyścigowej Grohs nie odszedł z motorsportu. Założył własny zespół wyścigowy, który przez lata wspierał młodych kierowców i nadal startował w wybranych imprezach historycznych, zasiadając za kierownicą swoich dawnych maszyn. Jego obecność w padoku zawsze budziła szacunek – był bowiem jednym z ostatnich przedstawicieli epoki, w której wyścigi były surowe, prawdziwe i brutalnie wymagające.
Harald Grohs to symbol niezłomności, doświadczenia i pasji, która nie wygasa wraz z ostatnim wyścigiem. Jego historia pokazuje, że prawdziwi mistrzowie nie zawsze noszą koronę – czasem po prostu robią swoje, przez dekady, z sercem i bez kompromisów.