Henri Toivonen to postać niemal mityczna. W świecie rajdów wspominany jest z mieszaniną podziwu i bólu. Był uosobieniem talentu, odwagi i stylu, który budził respekt u rywali i zachwyt u kibiców. Gdyby nie tragiczny wypadek na Korsyce w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym szóstym, najprawdopodobniej zostałby jednym z największych mistrzów w historii. Zamiast tego stał się symbolem złotej, ale mrocznej epoki grupy B i ceną, jaką motorsport zapłacił za flirt z ekstremum.
Urodził się w rodzinie o sportowych tradycjach – jego ojciec Pauli był kierowcą rajdowym, więc Henri od najmłodszych lat miał kontakt z autami, rywalizacją i atmosferą rajdową. Szybko okazało się, że ma nie tylko pasję, ale też niezwykły talent. Już jako nastolatek jeździł z niespotykaną pewnością siebie. W wieku zaledwie dwudziestu jeden lat wygrał Rajd Lombard RAC, stając się najmłodszym zwycięzcą rundy WRC – rekord, który przez dekady pozostawał niepobity.
Styl jazdy Henriego był nie do podrobienia. Agresywny, ale kontrolowany. Szybki, ale z gracją. W czasach, gdy samochody grupy B przypominały bardziej rakiety niż pojazdy cywilne, Toivonen potrafił wycisnąć z nich wszystko i jeszcze trochę. W Lanciach Delta S4 był niemal niepokonany. Jego rywale wiedzieli, że jeśli Henri jedzie czysto, trudno będzie go dogonić. Ale właśnie ta granica – między geniuszem a ryzykiem – była jego codziennością.
Tragiczny koniec nastąpił w maju tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego szóstego roku. Podczas Rajdu Korsyki jego auto wypadło z drogi i stanęło w płomieniach. Zarówno Toivonen, jak i jego pilot Sergio Cresto zginęli na miejscu. Wypadek ten wstrząsnął całym światem motorsportu i był bezpośrednią przyczyną zakończenia ery grupy B. Władze WRC uznały, że prędkości i poziom ryzyka przekroczyły dopuszczalne granice. Zginął nie tylko człowiek, ale cała epoka.
Dziś Henri Toivonen pozostaje symbolem tego, co najpiękniejsze i najtragiczniejsze w rajdach. Jego talent inspirował, jego śmierć zmieniła wszystko. Dla fanów jest legendą, której czas został brutalnie skrócony. Ale legenda Toivonena wciąż żyje – w dokumentach, wspomnieniach, archiwalnych nagraniach i sercach tych, którzy widzieli go w akcji. Henri Toivonen nie potrzebował tytułu mistrza świata, by stać się nieśmiertelnym. Wystarczyło być sobą.