Dla wielu młodych kierowców lat 90. i początku XXI wieku Honda Civic piątej (EG) i szóstej (EK) generacji była czymś więcej niż tylko środkiem transportu. To był symbol wolności, indywidualizmu i motoryzacyjnej pasji, która niejednokrotnie zaczynała się właśnie od tej niewielkiej, japońskiej „rakiety”. Civiki V i VI generacji miały w sobie wszystko, co potrzebne do tego, by z czasem stać się ikonami miejskiego stylu i tuningu, a dziś – kultowymi przedstawicielami złotej ery japońskiej motoryzacji.
Piąta generacja Civica, oznaczana jako EG, pojawiła się na rynku w 1991 roku i była ogromnym krokiem naprzód w stosunku do poprzednika. Auto zyskało bardziej opływowe, agresywne nadwozie, a przede wszystkim nową jakość w prowadzeniu. Niska masa własna, wielowahaczowe zawieszenie na obu osiach i precyzyjny układ kierowniczy sprawiały, że Civic prowadził się jak gokart – lekko, zwinnie i z ogromnym wyczuciem. Występował w kilku wersjach nadwoziowych: jako trzy- i pięciodrzwiowy hatchback oraz elegancki sedan.
Silniki to prawdziwa esencja Hondy: wysokoobrotowe, niezawodne, dynamiczne i… podatne na modyfikacje. Podstawowe jednostki 1.3 i 1.4 sprawdzały się w codziennej jeździe, ale to odmiany 1.5 i 1.6 – szczególnie te z serii D16 oraz legendarne B16 VTEC – robiły różnicę. System zmiennych faz rozrządu VTEC dawał efekt „drugiego oddechu” przy wyższych obrotach, a charakterystyczny „ryk” po przekroczeniu progu działania systemu stał się motoryzacyjnym znakiem rozpoznawczym tamtych lat.
Szósta generacja, czyli Civic EK, zadebiutowała w 1995 roku. Była bardziej „dojrzała” stylistycznie, z masywniejszą sylwetką, ale zachowała wszystkie cechy, które pokochali kierowcy: precyzyjne prowadzenie, świetne silniki i sportowy potencjał. Paleta nadwozi obejmowała hatchbacka, sedana oraz – po raz pierwszy w Europie – wersję coupe, która szybko stała się ulubieńcem tunerów.
Civic VI kontynuował linię znakomitych jednostek VTEC – D15Y8, D16Y8 oraz topowy B16A2, montowany w europejskiej wersji Civic VTi. 160 koni mechanicznych przy lekkim nadwoziu oznaczało osiągi na poziomie hot hatchy, przy zachowaniu legendarnie niskiego spalania i… nieśmiertelności. To właśnie te modele były bazą dla tysięcy projektów tuningowych – od klasycznych swapów silników, przez układy dolotowe, wydechy, aż po zawieszenia gwintowane i przeszczepy wnętrz z modeli Type R.
Civiki V i VI szybko zaczęły zdobywać popularność nie tylko ze względu na osiągi, ale też łatwość modyfikacji i dostępność części. W latach 2000–2010 niemal każdy, kto interesował się tuningiem, zaczynał właśnie od Hondy. W Polsce, jak i na całym świecie, te auta były podstawą sceny street racingu, stylu JDM i projektów showcar. Można było spotkać wszystko – od sleeperów z silnikami turbo, przez niskie daily z felgami JDM, aż po torowe bestie z klatkami i karbonowymi elementami nadwozia.
Jednak nawet w fabrycznym wydaniu Civiki imponowały kulturą pracy, lekkością jazdy i jakością wykonania. Wnętrza były proste, ale ergonomiczne – klasyczne, japońskie podejście do motoryzacji, gdzie wszystko działało tak, jak powinno. Do dziś wielu właścicieli podkreśla, że mimo wieku ich auta nadal pracują jak zegarki, bez stuków, bez awarii, bez elektroniki, która psuje przyjemność z jazdy.
Dziś Honda Civic V i VI to pełnoprawne klasyki z duszą, które dla tysięcy kierowców były początkiem miłości do motoryzacji. Coraz trudniej o niezajechane egzemplarze, a ceny dobrze utrzymanych wersji – szczególnie VTi czy coupe – stale rosną. Dla wielu to już nie tylko samochód – to styl życia, kawałek młodości, wspomnienie nocnych przejażdżek i brzmienia VTEC-u odbijającego się od ścian parkingu podziemnego.
Bo Civic to nie był tylko japoński hatchback. To był początek tuningu w Polsce, auto, które łączyło ludzi i które do dziś wywołuje uśmiech, gdy widzi się je na zlotach lub w lusterku – z niskim zawieszeniem, klasycznymi felgami i błyskiem pasji w oczach właściciela.