Jo Gartner był jednym z tych kierowców, których kariera zapowiadała się na długą i pełną sukcesów, ale została brutalnie przerwana, zanim zdążyła rozwinąć skrzydła. Austriak, urodzony w Wiedniu, od najmłodszych lat marzył o ściganiu się na najwyższym poziomie, a jego zapał do motorsportu był tak silny, że pokonywał każdą przeszkodę na swojej drodze, nie mając za sobą wielkiego wsparcia finansowego ani znanego nazwiska. To właśnie jego determinacja, talent i osobowość sprawiły, że zyskał sympatię wielu fanów i ludzi z branży.
Zaczynał od wyścigów górskich i startów w pucharach krajowych, jednak szybko przeszedł do bardziej prestiżowych serii wyścigowych, gdzie jego styl jazdy przyciągał uwagę zespołów. W Formule Dwóch był jednym z bardziej wyróżniających się zawodników, co ostatecznie otworzyło mu drogę do upragnionej Formuły Jeden. W roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym czwartym zadebiutował w królowej motorsportu, startując w barwach zespołu Osella. Choć jego samochód był daleki od konkurencyjnego, Gartner zdołał zaprezentować się jako kierowca pewny siebie i zdolny do walki, szczególnie w trudnych warunkach.
Jednak to nie w Formule Jeden, lecz w wyścigach długodystansowych Jo Gartner zaczął błyszczeć naprawdę mocno. W Le Mans, Spa czy Monzy pokazywał ogromne tempo, umiejętność pracy zespołowej i odporność na presję. Jego naturalna łatwość w prowadzeniu prototypów i wytrwałość w maratonach za kierownicą zyskiwały mu coraz większy szacunek.
W roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym szóstym startował w barwach zespołu Kremer Racing w legendarnym dwudziestoczterogodzinnym wyścigu Le Mans. Niestety, to właśnie tam jego życie dobiegło końca. W nocy, podczas szybkiego przejazdu na prostej Mulsanne, doszło do tragicznego wypadku. Jego samochód uderzył w barierę z ogromną siłą i spłonął. Gartner nie miał szans na przeżycie. Miał zaledwie trzydzieści dwa lata.
Śmierć Jo Gartnera wstrząsnęła światem wyścigów, nie tylko dlatego, że był to kolejny dramat w Le Mans, ale również dlatego, że odebrała motorsportowi człowieka, który miał przed sobą ogromną przyszłość. Jego dziedzictwo to nie tylko osiągnięcia na torze, ale także pamięć o kierowcy, który wszystko zawdzięczał swojej pracy i pasji. Dla wielu Austriaków pozostał bohaterem, który w trudnych czasach zdołał wejść do elity i zostawił po sobie historię niespełnionych marzeń, ale i niezłomnej wiary w motorsport.