Historia Johna Gardnera stała się głośna po tym, jak media nagłośniły przyczynę jego śmierci: sepsę wywołaną przez groźną infekcję bakteryjną, która rozwinęła się wskutek nawykowego obgryzania paznokci. Ten przypadek przypomina, jak poważne konsekwencje może mieć z pozoru niegroźny nałóg. Skóra wokół paznokci chroni przed wnikaniem drobnoustrojów, ale jej uszkodzenia – zwłaszcza powtarzające się, głębokie rany – są świetną drogą wejścia dla bakterii, m.in. gronkowca złocistego czy paciorkowców. W przypadku Johna, rana przy palcu zainfekowała się w krótkim czasie i objęła tkanki głębokie, a potem całą dłoń. Szybko nastąpiło zakażenie ogólnoustrojowe (sepsa), które – mimo intensywnej terapii antybiotykowej – doprowadziło do niewydolności narządów i śmierci.
Obgryzanie paznokci sprzyja nie tylko infekcjom miejscowym (zanokcica, ropnie, grzybice), ale także zakażeniom jamy ustnej, żołądka i gardła. Zachowanie to, często bagatelizowane jako nawyk nerwicowy, może być również objawem zaburzeń emocjonalnych i wymagać wsparcia psychologa lub psychiatry. Do powikłań obgryzania paznokci zaliczamy: przenoszenie groźnych bakterii z rąk do ust, powstawanie trwałych uszkodzeń płytki paznokcia, deformacje palców, a nawet zaburzenia zgryzu u dzieci.
Aby zminimalizować ryzyko infekcji, należy regularnie dbać o higienę dłoni, utrzymywać paznokcie w dobrym stanie (np. stosować specjalne lakiery z goryczką), a przy problemach emocjonalnych poszukać pomocy u specjalisty. Śmierć Johna Gardnera to sygnał ostrzegawczy – warto traktować nawet pozornie „niewinną” czynność jak obgryzanie paznokci jako potencjalne zagrożenie dla zdrowia i życia.