W czasach, gdy świat motoryzacji coraz bardziej stawiał na moc, gabaryty i skomplikowane technologie, Mazda postanowiła przypomnieć wszystkim o tym, co naprawdę liczy się w prowadzeniu samochodu. W 1989 roku zaprezentowano model, który na zawsze zmienił postrzeganie małych roadsterów. Mazda MX-5 pierwszej generacji (NA) była niczym powiew świeżego powietrza – lekka, prosta, radosna w prowadzeniu i wracająca do korzeni klasycznej, analogowej motoryzacji.
Inspiracją dla Japończyków były brytyjskie roadstery z lat 60., jak Lotus Elan czy MG B – auta lekkie, zwinne, otwarte, stworzone dla czystej przyjemności jazdy. MX-5 NA miała dokładnie ten sam cel: maksymalna frajda przy minimalnej komplikacji. I trzeba przyznać – udało się to w stu procentach.
Stylistycznie MX-5 NA to małe arcydzieło lat 90. – niska sylwetka, długa maska, krótki tył, proporcje klasycznego roadstera i absolutny hit stylistyczny: wysuwane reflektory. Auto wyglądało przyjaźnie, niemal „zabawnie”, ale z pewnością nie śmiesznie – miało swój styl, który nawet dziś nie zestarzał się ani trochę.
Pod maską początkowo pracował czterocylindrowy silnik 1.6 DOHC o mocy 115 KM, a później dołączyła wersja 1.8 o mocy do 131 KM. Choć liczby te nie powalają na papierze, w praktyce MX-5 była diabelnie szybka… w zakrętach. Niewielka masa (niespełna 950 kg), napęd na tył, idealny rozkład masy 50:50 i manualna skrzynia biegów o precyzyjnym, krótkim skoku tworzyły z niej maszynę do tańca po krętych drogach. To nie było auto do prostych – to był samochód do jazdy, w której liczy się każda zmiana kierunku, każde czucie podwozia i każde delikatne wychylenie tylnej osi.
Wnętrze było równie minimalistyczne, co nadwozie – dwa fotele, trzy zegary, trójramienna kierownica, drążek zmiany biegów i wiatr we włosach. Nie było tu miejsca na zbędny luksus – wszystko służyło kierowcy. Dach składany ręcznie? Oczywiście – jednym ruchem ręki. Waga i prostota miały być priorytetem – i były. Ale mimo to, MX-5 oferowała niezły poziom ergonomii i przyjemną jakość materiałów.
To, co wyróżniało Mazdę na tle konkurencji, to jej dostępność i niezawodność. W przeciwieństwie do wielu europejskich roadsterów, które były kapryśne i wymagały nieustannej opieki, MX-5 była prosta w budowie i niemal nie do zajechania, o ile traktowało się ją z szacunkiem. Działała jak zegarek, a przy tym dawała emocje na poziomie znacznie droższych samochodów sportowych.
MX-5 NA szybko zdobyła rzeszę fanów na całym świecie – także w Polsce, gdzie importowane egzemplarze z USA i Japonii stały się popularnym wyborem dla entuzjastów klasycznej, lekkiej motoryzacji. Dziś, po ponad trzech dekadach od debiutu, samochód ten jest uważany za kamień milowy w historii aut sportowych – przywrócił wiarę w sens tworzenia niedrogich, analogowych roadsterów.
Dzięki sukcesowi MX-5, inne marki zaczęły ponownie interesować się tym segmentem. Można powiedzieć, że Mazda uratowała ideę małego, tylnonapędowego auta dla kierowcy, przywracając ją na motoryzacyjną mapę świata. To właśnie za sprawą NA powstały późniejsze generacje MX-5, ale także auta konkurencji, które próbowały dorównać tej perfekcyjnej koncepcji.
Mazda MX-5 NA to nie jest samochód dla każdego – to samochód dla tych, którzy kochają jazdę. Którzy szukają kontaktu z maszyną, z drogą, z wiatrem. To auto, które nie imponuje mocą, ale potrafi zaangażować kierowcę w sposób, którego nie da się zmierzyć na wykresach.
Bo czasem mniej naprawdę znaczy więcej. A w przypadku MX-5 NA – znaczy wszystko.