Mercedes E500 W124 (Porsche edition)

0

Mercedes E500 W124 w wersji „Porsche edition” to jeden z tych samochodów, który powstał w czasach, gdy niemieccy inżynierowie jeszcze nie znali słowa kompromis. Stworzony z myślą o klientach, którzy pragnęli komfortu klasy wyższej, ale jednocześnie nie chcieli rezygnować z osiągów rasowego sportowca, E500 był autem wyjątkowym – nie tylko ze względu na silnik, ale również na swoją genezę. Bo choć nosił trójramienną gwiazdę na masce, to jego duszę i część nadwozia kształtowali specjaliści z Zuffenhausen – ci sami, którzy budowali legendarne Porsche 911.

Auto powstało na początku lat 90., jako rozwinięcie projektu 500E, który zadebiutował w 1990 roku i już wtedy wzbudził niemałe poruszenie. Mercedes chciał stworzyć sportową limuzynę opartą na W124, ale potrzebował partnera, który sprostałby zadaniu zmieszczenia ogromnego silnika V8 pod maską auta pierwotnie projektowanego z myślą o czterocylindrowych jednostkach. Wybór padł na Porsche – firmę, która miała zarówno doświadczenie, jak i przestrzeń produkcyjną po zakończeniu produkcji modelu 959. Tak narodziła się współpraca, która zaowocowała czymś więcej niż tylko kolejną mocną wersją Mercedesa.

Pod maską E500 pracował pięciolitrowy silnik V8 o oznaczeniu M119, znany z modelu SL 500. Jednostka ta rozwijała 326 koni mechanicznych i 480 Nm momentu obrotowego, co pozwalało na przyspieszenie do 100 km/h w 5,9 sekundy – wynik, który w 1990 roku był domeną aut z segmentu supersamochodów. Prędkość maksymalna została elektronicznie ograniczona do 250 km/h, ale bez kagańca auto mogło pojechać sporo więcej. W zestawieniu z czterobiegową, klasyczną automatyczną skrzynią i napędem na tył, E500 dawał nie tylko niesamowite osiągi, ale też absolutną płynność jazdy – to była moc w rękawiczkach z jagnięcej skóry.

Jednak to, co czyniło E500 naprawdę wyjątkowym, to sposób jego powstawania. Każdy egzemplarz był najpierw składany przez Mercedesa w Sindelfingen, następnie przewożony do zakładów Porsche w Zuffenhausen, gdzie montowano poszerzone nadkola, zawieszenie, silnik i specjalne elementy wyposażenia, a później wracał do Mercedesa na ostateczne wykończenie. Każdy egzemplarz przejeżdżał łącznie ponad 2 tysiące kilometrów między fabrykami, co czyni E500 jednym z najbardziej ręcznie składanych modeli w historii marki.

Z zewnątrz E500 wyglądał subtelnie, ale wyraźnie inaczej niż standardowe W124. Poszerzone błotniki, nieco obniżone zawieszenie, charakterystyczne 16-calowe felgi z oponami o większym profilu i delikatnie przyciemnione światła – wszystko to zdradzało, że mamy do czynienia z czymś specjalnym. Nie było tu spojlerów ani chromowanych dodatków. E500 miał być szybki, ale nie krzykliwy. To był prawdziwy sleeper wśród luksusowych limuzyn.

Wnętrze było wykończone z najwyższą starannością – skórzane fotele z elektryczną regulacją, drewno, pełne wyposażenie, a wszystko to z typową dla Mercedesa jakością lat 90. Auto oferowało komfort klasy S, ale z osiągami, które jeszcze dekadę wcześniej kojarzyły się wyłącznie z Ferrari i Porsche.

Łącznie powstało około 10 479 egzemplarzy modeli 500E i E500 (po 1993 roku zmieniono nazwę zgodnie z nową polityką marki). Wersje z końcówki produkcji, sygnowane już jako E500 i jeszcze składane ręcznie przez Porsche, są dziś wyjątkowo cenione przez kolekcjonerów. Ich ceny systematycznie rosną, a zadbane egzemplarze z niskim przebiegiem i historią serwisową osiągają kwoty przekraczające równowartość nowego Mercedesa klasy E.

Mercedes E500 W124 to auto, które powstało wbrew logice księgowych, a zgodnie z wizją inżynierów. Nie miało być kompromisem – miało być wyrazem możliwości i hołdem dla inżynierii. To samochód z czasów, gdy niemiecki perfekcjonizm spotykał się z pasją do szybkości. Efekt? Limuzyna, która wciąż potrafi zawstydzić nowsze auta i jednocześnie dostarczyć wrażeń, jakich próżno szukać w dzisiejszych, cyfrowych konstrukcjach.

To nie tylko Mercedes z silnikiem V8. To Mercedes z duszą Porsche. A to zdarzyło się tylko raz.



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj