Niki Lauda to postać, która symbolizuje siłę ducha, niezłomność i pragmatyzm, jakiego Formuła 1 nigdy wcześniej nie znała. Urodził się w 1949 roku w Wiedniu w zamożnej rodzinie, która nie aprobowała jego zainteresowania motorsportem. Mimo to, Lauda zaciągnął pożyczki i krok po kroku piął się w hierarchii wyścigowej, najpierw w Formule 2, potem w Formule 1. Jego styl był daleki od brawury – Niki był chłodnym analitykiem, który wygrywał dzięki dyscyplinie, wiedzy technicznej i perfekcyjnej jeździe. W 1975 roku zdobył swój pierwszy tytuł z Ferrari, a jego przyszłość wydawała się świetlana.
Jednak los wystawił go na próbę, która uczyniła z niego nie tylko mistrza toru, ale i mistrza życia. W 1976 roku, podczas Grand Prix Niemiec na torze Nürburgring, uległ potwornemu wypadkowi – jego bolid stanął w płomieniach, a Lauda doznał poważnych poparzeń twarzy i płuc. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie, a tym bardziej na powrót do wyścigów. Niki zaskoczył wszystkich – już sześć tygodni później wsiadł do bolidu i wystartował w Grand Prix Włoch, z bandażami na twarzy i bólem, który każdy inny uznałby za nie do zniesienia.
Choć ostatecznie przegrał walkę o tytuł z Jamesem Huntem, jego powrót był jednym z największych aktów odwagi w historii sportu. Rok później zdobył drugi tytuł, a po krótkiej przerwie – również trzeci, już jako kierowca McLarena. Po zakończeniu kariery Lauda został przedsiębiorcą, zakładając własną linię lotniczą, oraz konsultantem i dyrektorem zespołów F1 – najpierw Ferrari, później Jaguara i Mercedesa. Odegrał kluczową rolę w przyciągnięciu Lewisa Hamiltona do Mercedesa, czym po raz kolejny zmienił bieg historii tego sportu.
Zmarł w 2019 roku, otoczony szacunkiem całego świata motorsportu. Niki Lauda był kimś więcej niż kierowcą – był legendą hartu ducha, człowiekiem, który udowodnił, że można przeżyć piekło i wrócić silniejszym. Jego czerwony czaprak i spojrzenie spod blizn na zawsze pozostaną symbolem odwagi i determinacji, których nie da się wytrenować – trzeba je mieć w sercu.