Pod koniec lat 90. w Le Mans i FIA GT królowała kategoria GT1 – klasowo „samochody drogowe”, ale w rzeczywistości prototypy z homologacją na jeden egzemplarz cywilny. McLaren, Mercedes, Porsche, Toyota – wszyscy grali według tych samych, niepisanych reguł: zbuduj wyścigówkę, stwórz drogowy wariant „na papierze” i wystaw ją w Le Mans jako auto klasy GT. Nissan nie chciał zostać w tyle.
Projekt R390 GT1 ruszył z rozmachem. Samochód powstał we współpracy z TWR (Tom Walkinshaw Racing) – zespołem odpowiedzialnym za sukcesy Jaguarów XJR w Le Mans. Za projekt nadwozia odpowiadał Tony Southgate, a dopracowaniem stylistyki zajął się… Ian Callum – późniejszy szef designu Aston Martina i Jaguara. Rezultat? Drapieżna, niska, szeroka maszyna o sylwetce łączącej klasyczną estetykę GT z wyścigowym rodowodem.
Sercem R390 był sprawdzony, ale piekielnie mocny silnik VRH35L – pięciolitrowe, podwójnie doładowane V8 o aluminiowym bloku, wywodzące się z wyścigowego Nissana R89C z końca lat 80. W wersji wyścigowej generował on około 640–650 koni mechanicznych, przy dźwięku przypominającym mieszankę bulgotu V8 i syknięć turbosprężarek.
R390 miał karbonowy monocoque, bardzo zaawansowaną aerodynamikę (m.in. długi ogon w wersji z 1997 roku), zawieszenie typu push-rod i sześciobiegową, sekwencyjną skrzynię biegów. Był piekielnie szybki – podczas testów w Le Mans osiągał ponad 350 km/h na prostej Mulsanne, czyli był jednym z najszybszych aut GT1 na świecie.
Debiut R390 GT1 nastąpił w 1997 roku – Nissan wystawił trzy egzemplarze w 24h Le Mans. Niestety, z czterech aut (wliczając testowy zapas) żaden nie ukończył wyścigu z powodu problemów ze skrzynią biegów i układem napędowym. To był bolesny cios. Jednak konstrukcja miała potencjał – i Nissan wrócił w 1998 roku z poprawioną wersją, krótszym ogonem, lepszą niezawodnością i dopracowaną aerodynamiką.
Rok 1998 był szczytowym momentem klasy GT1, zanim FIA zdecydowała się ją zlikwidować. Mercedes z CLK-LM dominował sezon, Porsche wycofało się po kontrowersyjnej homologacji 911 GT1-98, a Toyota i Nissan toczyły bój o honor Japonii. W Le Mans 1998 trzy R390 GT1 dojechały do mety – wszystkie w czołowej dziesiątce. Najlepszy z nich, prowadzony przez Masahiko Kageyamę, Michael Krumm i Aguri Suzukiego, zajął imponujące 3. miejsce, ustępując jedynie dwóm fabrycznym Porsche.
Choć R390 nie wygrał Le Mans, jego rezultat był najlepszym osiągnięciem Nissana w tym wyścigu do czasu ery prototypów LMP1, i jednym z najbardziej pamiętnych momentów japońskiej inwazji GT w Europie. Co więcej – powstał tylko jeden egzemplarz wersji drogowej, wyprodukowany dla homologacji, który do dziś znajduje się w kolekcji Nissana. To czyni R390 jednym z najbardziej egzotycznych supersamochodów wszech czasów.
Estetycznie R390 GT1 był po prostu piękny – jego smukłe linie, niska kabina, agresywne wloty powietrza i szeroki tył czyniły go równie groźnym, co fascynującym. W barwach Calsonic i później w klasycznym niebieskim lakierze z czerwonymi akcentami, samochód ten wyglądał jak ucieleśnienie wyścigowego snu z Japonii.
Dziś Nissan R390 GT1 to legenda – nie tyle przez same wyniki, co przez swoją obecność, dźwięk i status jednego z ostatnich wielkich GT1, zanim klasa ta została wyparta przez prototypy. To samochód, który pokazuje, że Japończycy potrafili grać w grę wymyśloną przez Europejczyków – i grać bardzo dobrze.