W latach 90. niemiecka motoryzacja miała swoją własną wizję sportowych kompaktów – bez przesadnego blichtru, bez udziwnień, za to z porządną mechaniką, wyrazistym wyglądem i dostępnością dla przeciętnego kierowcy. Opel Astra F GSi był dokładnie takim autem. Reprezentował ideę, że sportowy charakter nie musi być zarezerwowany dla elit, a dynamiczna jazda może iść w parze z praktycznością i rozsądną ceną. To był niemiecki sport dla ludu, podany w klasycznym, trzydrzwiowym nadwoziu o zwartej i bojowej sylwetce.
Astra F, która zastąpiła zasłużonego Kadetta, zadebiutowała w 1991 roku, a wersja GSi stanowiła jej topowe, najbardziej emocjonujące wcielenie. Już sam wygląd mówił, że to nie jest zwykły kompakt – niższe zawieszenie, dokładki zderzaków, progi, spojler na tylnej klapie, charakterystyczne felgi i subtelne oznaczenia GSi zdradzały sportowe ambicje, ale wciąż z typową dla Opla powściągliwością. Auto nie krzyczało – ono budziło respekt.
Początkowo pod maską GSi pracowała jednostka C20NE – dwulitrowy, ośmiozaworowy silnik benzynowy o mocy 115 KM, znany ze swojej niezawodności i elastyczności. Prawdziwą furorę zrobiła jednak wersja z silnikiem C20XE, czyli 2.0 16V o mocy 150 KM – legendarna jednostka z głowicą Coswortha, montowana wcześniej w Kadetcie GSi 16V. Dzięki niskiej masie i dobrej trakcji, Astra F GSi z tym motorem osiągała setkę w około 8 sekund i potrafiła rozbujać prędkościomierz do ponad 210 km/h.
C20XE to dziś silnik legenda – ceniony za mechaniczną trwałość, sportową charakterystykę, podatność na tuning i niesamowity dźwięk po wejściu w wyższe obroty. W połączeniu z ręczną, pięciobiegową skrzynią biegów, precyzyjnym układem kierowniczym i zestrojonym zawieszeniem, tworzył z Astry prawdziwą maszynę do jazdy – nie tylko w prostej linii, ale też w ciasnych zakrętach i na krętych odcinkach.
Wnętrze wersji GSi również miało sportowy klimat – kubełkowe fotele Recaro z doskonałym trzymaniem bocznym, trójramienna kierownica, dodatkowe zegary, czerwone przeszycia i oznaczenia GSi przypominały o tym, że kierowca siedzi w czymś więcej niż zwykłym hatchbacku. Ergonomia typowo niemiecka – wszystko na swoim miejscu, solidne plastiki i czytelna deska rozdzielcza.
Mimo sportowych aspiracji, Astra F GSi nie zapominała o codziennej funkcjonalności. Pełnowymiarowy bagażnik, tylna kanapa z dzielonym oparciem, rozsądne spalanie przy spokojnej jeździe – to był samochód, który łączył ogień z wodą, dając radość z jazdy i praktyczność na co dzień.
W Polsce Astra F – zarówno w wersjach cywilnych, jak i sportowych – szybko zdobyła popularność. Importowane egzemplarze GSi z Niemiec stały się obiektem pożądania młodych kierowców, którzy doceniali jej potencjał i dostępność. Niestety, wiele egzemplarzy nie przetrwało próby czasu – eksploatowane intensywnie, często modyfikowane, padały ofiarą korozji i braku troski. Dziś znaleźć oryginalną, zadbaną Astrę GSi to prawdziwa sztuka – ale dla fanów marki i epoki to klejnot wśród klasyków.
Opel Astra F GSi to jeden z tych samochodów, które nie musiały udowadniać swojej wartości krzykliwym designem czy nadmiarem gadżetów. Wystarczyło wsiąść, przekręcić kluczyk i poczuć, że pod prawą stopą czeka czysty, mechaniczny temperament, gotowy do działania. Dziś ten model to nie tylko wspomnienie lat 90., ale żywy symbol sportowej, dostępnej dla każdego motoryzacji, która – choć pozornie skromna – wciąż potrafi przyspieszyć bicie serca.