W świecie motoryzacyjnych projektów czasem zdarza się tak, że największe historie zaczynają się… przypadkiem. Dokładnie tak było z Astrą H GTC z 2007 roku należącą do Krzysztofa. Szukał OPC, ale czasy studenckie, ograniczony budżet i odrobina szczęścia sprawiły, że do jego rąk trafił nietypowy egzemplarz. Ktoś przed nim odwalił kawał dobrej roboty, tworząc z diesla wizualną replikę wersji OPC. Po VIN-ie było widać, że to nie fabryczne OPC, ale pakiet stylistyczny już siedział. I właśnie wtedy zaczęła się historia, która przez kilka lat zamieniła ten samochód w piekielnie mocny, dopracowany i unikalny projekt.
Początkowo Astra miała służyć jako klasyczne daily. Plan był prosty: turlanie się z punktu A do B. Ale jak to bywa – kto raz wpadnie w wir modyfikacji, szybko z niego nie wychodzi. Najpierw kosmetyka i odświeżenie auta, później doposażenie, dokładki i lepsze felgi. Aż w końcu przyszedł moment, kiedy auto zniknęło na prawie rok z ulic – wszystko po to, by narodziło się na nowo, mocniejsze, agresywniejsze i dopracowane w każdym detalu.
Pod maską znalazł się dobrze znany, pancerny 1.9 DTH. W seryjnej wersji dawał 150 koni mechanicznych, ale apetyty Krzyśka rosły stopniowo. Najpierw bezpieczne 180 KM, potem większe turbo, nowa mapa i stopniowe dokładanie kolejnych gratów. Ostatecznie Astra generowała imponujące 310 koni i 555 Nm. Za tę moc odpowiadała hybryda 2262vklr posadzona na grubym kolektorze z Alfy Romeo, do tego intercooler 600x300x76, wydech z nierdzewki, dolot 2,5 cala, pompa R80 z Alfy, czujniki z Jeepa i z grupy VAG, a całość spięta była softem ogarniętym przez FGTune z Bochni. Nie zabrakło też konkretnego sprzęgła na kewlarze, gotowego znosić każde wyzwanie, jakie rzucało mu 500+ niuta.
Hamulce? Tu również nie było półśrodków. Na przodzie zagościły zaciski z Panamery 4S 4.8 V8, spięte z tarczami 380 mm z Lexusa RCF. Tył? Również godny – 345 mm. Wszystko w stalowym oplocie od Hel Performance, przygotowane tak, by nie tylko wyglądało, ale i działało w każdej sytuacji.
Zawieszenie przeszło całkowitą metamorfozę. Astra została posadzona na pełnym zestawie Air Lift Performance z kontrolerem V2. Całość działała perfekcyjnie, pozwalając zjechać naprawdę nisko, a jednocześnie zachować funkcjonalność, której brakowało wcześniej przy klasycznym gwincie.
Na zewnątrz samochód nie udawał niczego, czym nie był – to był styl z pazurem, ale bez przesady. Przedni zderzak OPC został dopieszczony o wloty z Corsy D OPC, tablica przeniesiona i wygładzona, do tego splitter od Maxtona. Tył? Na bazie zderzaka OPC został dobudowany tylny pas z Golfa R32, łącznie ze skrzelami. Całość pokrywał lakier Z20R z dodatkiem brązu z palety Saaba – nietypowy miks, który w słońcu robił naprawdę dużą robotę. Felgi? Rarytas – oryginalne koła z Alfy Romeo Giulia Quadrifoglio w rozmiarze 19 cali: przód 8,5J, tył 10J. Na opony padł wybór między Pirelli P Zero a Yokohama Advan – tu już w zależności od sezonu i potrzeby chwili.
Wnętrze to była zupełnie inna bajka. Fotele z Corsy D OPC obszyte na nowo, całość dopieszczona w skórze z niebieskim przeszyciem. Zamiast fabrycznego CIDA – tablet Nexus 7 cali z customowym car audio, opartym na sprzęcie Audio System i wzmacniaczach od Pioneera. Całość spięta tak, że nie tylko wyglądało, ale i grało jak należy. System pneumatyki również został zintegrowany estetycznie, a całe wnętrze nabrało bardziej nowoczesnego klimatu z nutką motorsportowej surowości.
Nie brakowało też detali – przednie lampy zostały przerobione: czarne wnętrze, soczewki BiXenon i specjalna sygnatura „Black Devil”, która nawiązywała do nazwy projektu. Ksywa może przypadkowa, ale jakoś idealnie do tego auta pasowała. Bo ta Astra na pewno nie była grzecznym kompaktem. Szczególnie gdy zaczynała nabierać prędkości, a dźwięk układu wydechowego przypominał, że to nie jest zwykły diesel.
Projekt z założenia miał być zabawą. Miał cieszyć właściciela, być odskocznią od codzienności. I takim był – przez wiele sezonów. Astra została finalnie autem stricte weekendowym i zlotowym. Była obecna na wielu eventach, gdzie przyciągała wzrok i zaskakiwała tych, którzy widząc diesla, spodziewali się czegoś znacznie mniej ciekawego.
Niestety, wszystko co dobre kiedyś się kończy. W 2022 roku samochód został skasowany po bocznej kolizji. Projekt oficjalnie został zamknięty. Ale jak mówi Krzysiek – „buduję kolejny”, więc wiadomo, że pasja w nim nie umarła.
Najlepsza rada, jaką daje? Robić swoje i nie patrzeć na innych. Bo śmiech, hejt i docinki prędzej czy później ucichną, gdy efekt końcowy przemówi sam za siebie. Astra H GTC „Black Devil” była właśnie takim głosem – mocnym, wyrazistym i zapamiętanym.
I choć ten etap już się zakończył, to w głowie właściciela buzują już nowe pomysły. A biorąc pod uwagę to, co stworzył z Astry, możemy być pewni – kolejny projekt znowu zrobi zamieszanie.