Paul Hawkins był kierowcą, którego nazwisko może nie pojawia się zbyt często w podręcznikach o Formule Jeden, ale który na trwałe zapisał się w anegdotach, opowieściach i niezwykłych historiach motorsportu. Urodził się w Australii w połowie lat trzydziestych i od dziecka fascynował się wszystkim, co jeździło szybko i głośno. Kiedy tylko pojawiła się okazja, by przenieść się do Europy i ścigać się w profesjonalnych seriach, nie wahał się ani chwili.
Hawkins był znany z niesamowitego poczucia humoru, luźnego podejścia do życia i ogromnej odwagi za kierownicą. Choć jego epizod w Formule Jeden był krótki i ograniczony do kilku wyścigów w latach sześćdziesiątych, zdobył sympatię kibiców i szacunek rywali. Startował między innymi w barwach zespołów Lotus i Brabham, ale największy rozgłos zdobył nie dzięki wynikom, a dzięki spektakularnemu wypadkowi.
Podczas Grand Prix Monako w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym piątym, Paul Hawkins stracił panowanie nad bolidem i… wpadł do portu w Monte Carlo. Cały samochód znalazł się pod wodą, a on sam w cudowny sposób wydostał się z kokpitu, wypłynął na powierzchnię i z uśmiechem machał do widowni. To wydarzenie, choć groźne, uczyniło go postacią kultową. Stał się symbolem tej epoki wyścigów – szalonej, nieobliczalnej, ale pełnej pasji i charakteru.
Po zakończeniu przygody z Formułą Jeden Hawkins kontynuował karierę w wyścigach samochodów sportowych, gdzie odnosił sukcesy i był bardzo ceniony. Niestety, jego życie zakończyło się zbyt wcześnie. Zginął podczas wyścigu w Oulton Park w Wielkiej Brytanii w roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym dziewiątym. Miał trzydzieści jeden lat.
Paul Hawkins pozostaje postacią wyjątkową – nie przez wyniki, ale przez to, jaką osobowość wniósł do sportu. Jego historia przypomina, że motorsport to nie tylko walka o tytuły, ale również o odwagę, lekkość bycia i zdolność, by nawet po wpadnięciu do zatoki wyjść z tego z uśmiechem.