Renault Clio od początku swojego istnienia uchodziło za zgrabny, miejski samochód, który z czasem doczekał się sportowych odmian sygnowanych przez Renault Sport. Jednak nikt nie spodziewał się, że pod koniec lat dziewięćdziesiątych Francuzi zdecydują się na krok zupełnie szalony – stworzenie auta wyglądającego jak zwykłe Clio, ale z potężnym silnikiem umieszczonym centralnie, napędzającym tylną oś. Tak powstało Renault Clio V6 – jeden z najbardziej niekonwencjonalnych hot hatchy w historii motoryzacji.
Koncept, który stał się rzeczywistością
Inspiracją dla powstania Clio V6 była rajdowa legenda – Renault 5 Turbo, czyli hatchback z centralnie umieszczonym silnikiem i napędem na tył. W latach dziewięćdziesiątych Renault postanowiło wskrzesić ten szalony koncept i zbudować coś, co będzie łączyło miejską sylwetkę z osiągami sportowego auta. Pomysł ten urzeczywistnił się w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku, kiedy zaprezentowano prototyp Clio V6, a rok później ruszyła produkcja wersji drogowej.
Za stworzenie auta odpowiadał nie tylko dział Renault Sport, ale również brytyjskie przedsiębiorstwo TWR (Tom Walkinshaw Racing), które zbudowało pierwszą generację Clio V6 w swoim zakładzie w Szwecji. Druga generacja była już w pełni opracowana przez Renault Sport i powstawała we Francji, z jeszcze większym naciskiem na osiągi i precyzję prowadzenia.
Techniczny szok – hatchback z silnikiem V6 z tyłu
Clio V6 dzieliło z klasycznym Clio głównie ogólną sylwetkę i nazwę. Tak naprawdę było to zupełnie inne auto, zbudowane od podstaw. W miejsce tylnej kanapy trafił silnik V6 o pojemności trzech litrów, pochodzący z większych modeli Renault (Laguna i Espace), ale odpowiednio zmodyfikowany. W wersji Phase 1 generował on dwieście trzydzieści koni mechanicznych, natomiast w poprawionej wersji Phase 2 (facelift) moc wzrosła do dwieście pięćdziesięciu pięciu koni. Moment obrotowy trafiał na tylną oś poprzez sześciobiegową, manualną skrzynię biegów.
Auto przyspieszało do setki w około sześć sekund, a jego prędkość maksymalna przekraczała dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Jednak same liczby to nie wszystko – to, co robiło największe wrażenie, to sposób, w jaki Clio V6 oddawało moc, brzmienie wolnossącego V6 tuż za plecami kierowcy i sposób, w jaki samochód reagował na polecenia gazu i kierownicy.
Prowadzenie – dzikie, niepokorne, surowe
Pierwsza generacja Clio V6 (Phase 1) była szybka, ale trudna do okiełznania. Krótki rozstaw osi, szeroki rozstaw kół i centralnie umieszczony silnik sprawiały, że auto potrafiło być nadsterowne i nieprzewidywalne na granicy przyczepności. Trzeba było mieć naprawdę wyczucie, by w pełni wykorzystać jego potencjał. Wersja Phase 2, która trafiła na rynek w dwa tysiące trzecim roku, była już znacznie bardziej dopracowana – zawieszenie poprawiono, układ kierowniczy zyskał lepsze wyważenie, a prowadzenie stało się bardziej przewidywalne, choć nadal bardzo angażujące.
W porównaniu do typowych hot hatchy, Clio V6 wymagało więcej ostrożności, ale też oferowało znacznie więcej emocji. Jazda tym autem była jak praca z dzikim zwierzęciem – intensywna, nieprzewidywalna, ale też szalenie satysfakcjonująca.
Wygląd – rozpoznawalny na kilometr
Nie da się pomylić Clio V6 z żadną inną wersją tego modelu. Poszerzone błotniki, ogromne wloty powietrza w progach, niska sylwetka i brak tylnej kanapy zdradzają, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. Auto wyglądało jak małe superauto przebrane za miejskiego hatchbacka – i dokładnie tym było. To samochód, który na ulicy przyciągał spojrzenia równie skutecznie co Porsche czy Ferrari.
Wnętrze, choć w dużej mierze przypominało standardowe Clio, różniło się detalami – sportowe fotele, inne zegary, unikatowe oznaczenia i oczywiście zupełny brak tylnej kanapy, co tylko potęgowało wrażenie, że siedzi się w aucie o wyścigowym rodowodzie.
Status legendy
Renault Clio V6 to jeden z tych samochodów, które nigdy nie miały się sprzedać w milionach egzemplarzy, ale od początku było wiadomo, że trafią do historii. Łącznie powstało około tRZY tysiące egzemplarzy, co czyni go nie tylko rzadkością, ale i doskonałym kandydatem na kolekcjonerski rarytas. Ceny zadbanych sztuk stale rosną, a zainteresowanie nimi nie słabnie – szczególnie wśród fanów nietypowych, analogowych sportowych konstrukcji.
Clio V6 to szczyt szaleństwa, jaki mógł wyjść spod znaku Renault. W czasach, gdy sportowe auta stawały się coraz bardziej cyfrowe i przewidywalne, Francuzi stworzyli coś absolutnie odjechanego – auto bez kompromisów, które nie udawało sportowego hatchbacka, tylko nim po prostu było. W najczystszej, najgłośniejszej i najbardziej dzikiej formie.