Rover 220 Turbo Coupe, znany również jako Tomcat, to jeden z najbardziej nieoczywistych hot hatchy (choć formalnie coupe) lat 90., który do dziś pozostaje motoryzacyjnym sleeperem – autem, które nie krzyczy swoją mocą, ale potrafi zawstydzić dużo droższe i bardziej prestiżowe konstrukcje. To samochód, który powstał w czasach, gdy Rover – jeszcze przed fuzją z BMW – szukał sportowego wizerunku, i chwilowo naprawdę go odnalazł.
Model ten zadebiutował w 1992 roku jako sportowa wersja coupe bazującego na serii R8 – czyli platformie współdzielonej z Hondą, która posłużyła też do budowy modeli 200 i 400. Wersja Turbo była jednak czymś zupełnie innym niż zwykłe kompaktowe Rovery – bardziej brutalna, zdecydowanie szybsza i technologicznie zaskakująco ambitna. Pod stylowym, lekko kanciastym nadwoziem z nisko poprowadzoną linią dachu i charakterystycznymi podwójnymi reflektorami, kryła się prawdziwa mechaniczna bomba.
Sercem auta był silnik 2.0 T-Series Turbo, rzędowa czwórka z jednym wałkiem rozrządu (SOHC) i turbosprężarką Garrett T25. Jednostka rozwijała 200 koni mechanicznych i 237 Nm momentu obrotowego, co w połączeniu z masą poniżej 1 200 kg dawało osiągi na poziomie aut klasy GT. Przyspieszenie od zera do setki zajmowało około 6,2 sekundy, a prędkość maksymalna przekraczała 230 km/h – w tamtym czasie to był wynik lepszy niż w Golfie VR6 czy Peugeocie 306 GTI-6, a nawet niektórych BMW z serii 3.
Napęd trafiał na przednią oś przez pięciobiegową manualną skrzynię biegów i mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu (LSD), co czyniło 220 Turbo Coupe jednym z najlepiej prowadzących się przednionapędowych samochodów epoki. Auto było niesamowicie szybkie na prostych, ale również bardzo skuteczne w zakrętach, o ile kierowca umiał opanować nagłe wejście turbodoładowania, które w klasycznym stylu lat 90. pojawiało się z lekkim opóźnieniem – a potem eksplodowało.
Zawieszenie zestrojono sztywno, ale nie ekstremalnie – auto oferowało niezłe czucie drogi i odpowiednią sztywność nadwozia, by poradzić sobie z mocą. Układ kierowniczy był bezpośredni, a hamulce – wentylowane z przodu – wystarczające, choć dziś wymagające modernizacji w kontekście ostrzejszej jazdy.
Wizualnie Rover 220 Turbo Coupe wyróżniał się subtelnie, ale efektownie: większe zderzaki, felgi z lekkich stopów, zintegrowany spoiler na tylnej klapie, charakterystyczne wnęki drzwiowe, często dwukolorowe nadwozie. Nie był przesadnie agresywny, ale potrafił przyciągnąć spojrzenia, szczególnie w dynamicznych barwach, jak czerwony czy niebieski z kontrastującym dachem.
Wnętrze natomiast zdradzało bardziej cywilne korzenie – klasyczna deska rozdzielcza z R8, ale z dodatkami w stylu sportowych zegarów, opcjonalnych skórzanych foteli i aluminiowych detali. Komfort był na dobrym poziomie, jak na auto tej klasy, a kabina była zaskakująco dobrze wyciszona – do momentu, aż turbosprężarka zaczynała sapać, a zawór upustowy dawać o sobie znać.
W swoich najlepszych latach Rover Tomcat był ulubieńcem brytyjskich tunerów – za relatywnie niewielkie pieniądze oferował ogromny potencjał. Silnik T-Series znosił spore doładowania i modyfikacje, co czyniło z niego świetną bazę do budowy sleepera. I właśnie przez to, że wiele egzemplarzy zostało zmodyfikowanych lub zajechanych, dziś oryginalny 220 Turbo Coupe to prawdziwa rzadkość.
Produkcję zakończono w 1996 roku, a model ten nigdy nie zdobył takiej popularności jak japońskie czy niemieckie hot hatche. A szkoda – bo był jednym z ostatnich Roverów z charakterem i ambicjami, zanim marka weszła w okres kryzysu.
Dziś Rover 220 Turbo Coupe – Tomcat to kultowy, ale zapomniany zawodnik wśród klasyków z lat 90. Ma swoje grono fanów, ale wciąż pozostaje w cieniu bardziej znanych rywali. Dla tych, którzy wiedzą, co kryje się pod tym klasycznym nadwoziem – to prawdziwa perełka. Szybka, surowa i autentyczna. W pełni brytyjska, z turbodoładowanym pazurem.