Seat Leon 1M z 2003 roku w nadwoziu hatchback miał być początkowo tylko zwykłym samochodem do jazdy na co dzień. Adrian nie planował żadnych większych modyfikacji. W jego głowie nie było jeszcze miejsca na rozpędzone pomysły z zakresu tuningu, stance czy performance. Jednak jak to często bywa – wystarczył jeden dobrze zrobiony egzemplarz, zobaczony na evencie, żeby wszystko się zmieniło. W tym właśnie momencie Adrian postanowił, że jego Leon nie będzie już dłużej „zwykły”.
W tamtym czasie auto było jeszcze zupełnie seryjne. Pod maską siedział skromny 1.9 TDI o mocy dziewięćdziesięciu koni mechanicznych – typowa klasyka. Ale ta klasyka szybko przeszła poważną rewolucję. Zmieniono wtryski na 230, dorzucono turbo GTB2056V, pompę 11 mm, ostrzejszy wałek z wersji SDI, 4-barowy map sensor oraz centralny intercooler od FMIC. Cały dolot został wyspawany na nowo, a układ wydechowy od turbo do końca poprowadzono w średnicy dwóch i pół cala. Dla przeniesienia mocy zamontowano sprzęgło z dociskiem od VR6 i tarczą pokrytą kewlarem, a do tego najdłuższa pięciobiegowa skrzynia oznaczona kodem GGU. Finalny wynik? Dwieście czterdzieści koni i pięćset dwadzieścia niutonometrów czystego momentu. Leon w końcu zaczął oddychać pełną piersią.
Wzrost mocy wymusił też zmiany w układzie hamulcowym. Adrian sięgnął po sześciotłoczkowe zaciski z Porsche Cayenne i tarcze o średnicy trzystu pięćdziesięciu milimetrów z przodu. Z tyłu znalazły się czterotłoki z Cayenne oraz osobne zaciski z VW T5 do ręcznego. Tarcze mają średnicę trzystu trzydziestu milimetrów. Wszystko złączone w stalowym oplocie.
Na początku Leon jeździł na zawieszeniu gwintowanym, ale z czasem padła decyzja o przejściu na airride. Postawiono na prosty, skuteczny system oparty o sterowanie elektrozaworami – każda oś niezależnie sterowana przez pilot. Dzięki temu auto jest wygodne w codziennej jeździe i jednocześnie gotowe do pokazania pazura na eventach.
Zmiany wizualne również są zdecydowane i przemyślane. Seryjne zderzaki ustąpiły miejsca pakietowi z wersji Cupra, przód został przebudowany z dużym wlotem powietrza i wycięciem na intercooler. Dodatkowo dorzucono cały pakiet dokładek od Maxtona. Karoserię pokryto folią 3M Gloss Light Green, która rzuca się w oczy i robi robotę. Koła to Japan Racing JR11 – osiem i pół cala szerokości z przodu i dziewięć i pół cala z tyłu, na oponach Pirelli o rozmiarach 205/40 i 215/40. Całość siedzi nisko, twardo i idealnie dopasowana.
We wnętrzu zagościły kubełkowe fotele z Cupry 4, nowo obszyte i dopieszczone. Rollbar, sportowa kierownica z „bicepsami”, „wąsami” i „celownikiem”, oraz radio 2DIN uzupełniają klimat auta, które już dawno przestało być zwykłym daily. Na słupku znalazły się trzy klasyczne wskaźniki: doładowania, temperatury oleju i EGT. Lampy przednie zostały przerobione na soczewki BiLED i dostały folię PPF.
Adrian używał tego auta jako daily, ale obecnie jest to samochód typowo eventowy, wyjeżdżający głównie w ciepłe dni i na zloty. Skonstruowany po swojemu, bez półśrodków, z wyraźnym charakterem. Projekt oficjalnie zakończony, ale wiadomo, że w świecie pasjonatów tuning nigdy się tak naprawdę nie kończy.
Leon Adriana to przykład, jak z nudnego, seryjnego hatchbacka można zrobić projekt z jajem, który nie tylko wygląda, ale i jeździ. A przy tym zbiera spojrzenia wszędzie, gdzie się pojawi.