W świecie wyścigów, gdzie zimna precyzja i profesjonalizm dominują nad emocjami, Sergio Canamasas był kimś zupełnie innym. Urodzony w Barcelonie, reprezentował pokolenie hiszpańskich kierowców, którzy dorastali w cieniu sukcesów Fernando Alonso, ale nie chcieli być jego kopiami. Canamasas miał swój styl – niepokorny, momentami kontrowersyjny, ale zawsze autentyczny. W jego oczach nie było kalkulacji – była tylko czysta adrenalina i nieokiełznana chęć rywalizacji.
Jego kariera rozpoczęła się od kartingu, jak u większości zawodników, ale już na tym poziomie pokazywał, że nie boi się ostrych manewrów i bezpośrednich starć. Z czasem przeszedł przez serie juniorskie, aż w końcu trafił do GP2, która wówczas była zapleczem Formuły Jeden. To właśnie tam zyskał reputację jednego z najbardziej nieprzewidywalnych kierowców stawki. Z jednej strony potrafił zdobywać punkty i toczyć zacięte pojedynki z czołówką, z drugiej – jego agresywny styl jazdy często kończył się kolizjami, karami i burzliwymi relacjami z innymi zawodnikami.
Canamasas był kierowcą, którego albo się uwielbiało, albo nie znosiło. Zawsze wyrazisty, nie bał się mówić, co myśli, ani wchodzić w konflikty. Często krytykował zasady obowiązujące w seriach wyścigowych, system punktowy czy politykę zespołów. Dla wielu był uosobieniem starej szkoły – wojownikiem, który bardziej niż strategię cenił bezpośrednią walkę i honor na torze. Choć jego statystyki nie były imponujące, jego obecność w padoku zawsze wzbudzała emocje.
Po zakończeniu przygody z GP2 Canamasas próbował swoich sił w innych seriach, ale nie znalazł już stabilizacji, która pozwoliłaby mu kontynuować karierę na najwyższym poziomie. Mimo to pozostał związany z motorsportem, dzieląc się swoimi doświadczeniami i często komentując wydarzenia ze świata wyścigów. Jego głos, choć może mniej obecny w oficjalnych kanałach, wciąż docierał do fanów, którzy cenili jego szczerość i bezkompromisowość.
Dla wielu Sergio Canamasas pozostaje symbolem niesfornego ducha wyścigów. Choć nigdy nie stanął na podium Formuły Jeden, jego historia to przypomnienie, że motorsport to nie tylko wyniki, ale także osobowości. W czasach, gdy sport coraz bardziej przypomina korporacyjny spektakl, tacy ludzie jak Canamasas wnoszą do niego odrobinę rebelii i autentyczności. I choć jego nazwisko nie widnieje w księgach rekordów, w pamięci kibiców zapisał się jako jeden z ostatnich romantyków toru.