Steven Richards – w cieniu legendy, lecz z własnym światłem

Steven Richards musiał od samego początku swojej kariery mierzyć się z wielką presją – jego ojcem był Jim Richards, ikona motorsportu, człowiek, który zdominował australijskie wyścigi na przestrzeni kilku dekad. Ale Steven nigdy nie próbował kopiować ojca. Od samego początku szedł własną drogą, udowadniając, że nie jest tylko dziedzicem nazwiska, lecz kierowcą o własnym charakterze i talencie.

Urodził się w Melbourne, gdy jego ojciec już odnosił pierwsze sukcesy. Dorastając na padokach i torach, szybko nasiąkał atmosferą motorsportu i poznawał jego tajniki od kuchni. Gdy sam zaczął się ścigać, postawił na solidne budowanie swojej pozycji. Przez lata przechodził przez kolejne szczeble, od Formuły Ford po samochody turystyczne, nieustannie udowadniając, że zasługuje na własne miejsce wśród czołówki.

Jego przełom nastąpił na przełomie lat dziewięćdziesiątych i dwutysięcznych, kiedy zaczął regularnie startować w V8 Supercars, początkowo w barwach Holdena, później również Forda. Richards bardzo szybko zyskał opinię kierowcy z klasą, niezwykle równego i skutecznego w długich dystansach. To właśnie na Mount Panorama, podobnie jak jego ojciec, zapisał się złotymi zgłoskami – wygrywając prestiżowy wyścig Bathurst aż pięć razy.

Jego styl jazdy był dojrzały i oparty na analizie. Nie szarżował, nie podejmował niepotrzebnego ryzyka, ale zawsze był tam, gdzie trzeba – gotów zaatakować, gdy pojawi się okazja. Współpracując z różnymi zespołami, w tym z Prodrive Racing i Triple Eight, zawsze wnosił do garażu doświadczenie i spokój, które często przekładały się na wyniki.

Steven Richards jest przykładem zawodnika, który wyrósł w cieniu legendy, ale potrafił rzucić własne światło. Jego osiągnięcia mówią same za siebie, a szacunek, jaki zdobył wśród rywali, jest najlepszym dowodem na jego sportową wartość. To kierowca, który nie potrzebował głośnych deklaracji – wystarczyło, że wsiadł do samochodu i pokazał, co potrafi.