W świecie japońskich samochodów sportowych mało który model wzbudza tyle emocji i respektu co Subaru Impreza 22B STi. To nie jest po prostu kolejna wersja Imprezy WRX. To coś więcej – legenda zbudowana z okazji triumfów w Rajdowych Mistrzostwach Świata, auto, które miało być ukoronowaniem epoki złotej ery WRC i jednocześnie najbardziej ekstremalnym wcieleniem seryjnego Subaru. Powstało tylko 400 sztuk na rynek japoński i kilka egzemplarzy eksportowych, co czyni 22B jednym z najbardziej pożądanych i niedoścignionych samochodów japońskiej motoryzacji.
Zrodzone z rajdów
Subaru Impreza 22B STi ujrzała światło dzienne w 1998 roku – dokładnie wtedy, gdy marka świętowała czterdziestolecie istnienia Subaru oraz trzeci z rzędu tytuł mistrza świata producentów w WRC. To nie był zwykły jubileusz – to była celebracja na pełnym gazie. STi, czyli Subaru Tecnica International, wzięło na warsztat dwu- i czterodrzwiową Imprezę GC8 i stworzyło wersję ekstremalną, z której wręcz kapał rajdowy duch.
Magia liczb – 2.2 litra, turbo i perfekcja
Największą zmianą względem zwykłych WRX-ów było serce auta – dwulitrowy bokser został rozwiercony do 2.2 litra, stąd nazwa 22B. Silnik oparty był na bloku EJ22G, który zyskał kuty wał, specjalne tłoki, większą turbosprężarkę IHI RHF5HB i potężny intercooler. Oficjalnie moc deklarowano na graniczne w Japonii 280 KM, ale realna wartość była bliższa 320 koniom mechanicznym, co w połączeniu z masą niespełna 1300 kg i błyskawiczną reakcją na gaz dawało osiągi zbliżone do ówczesnych superaut.
Silnik współpracował z pięciobiegową, manualną skrzynią biegów, a moc trafiała na wszystkie koła przez symetryczny napęd AWD z centralnym dyferencjałem o ograniczonym poślizgu. Z tyłu znalazł się mechaniczny LSD, co pozwalało na niemal nieograniczoną trakcję nawet na najgorszej nawierzchni. Impreza 22B nie tylko przyspieszała do setki w poniżej pięciu sekund, ale też w zakrętach kleiła się asfaltu jak auto z segmentu wyścigowego.
Nadwozie z karbonową duszą
22B nie tylko jeździła jak rajdówka – ona tak wyglądała. Przód auta był szerszy niż w zwykłych wersjach WRX STi dzięki poszerzonym błotnikom i nowym zderzakom, które zwiększały rozstaw kół aż o 80 mm. Tylne nadkola także zostały radykalnie poszerzone, przez co auto wyglądało jak żywcem wyjęte z parku serwisowego WRC. Do tego agresywny tylny spoiler z regulacją kąta nachylenia, specjalne felgi BBS 17″, sportowe zawieszenie Bilstein, zmodyfikowane wahacze i hamulce Brembo – wszystko było stworzone z myślą o jeździe granicznej.
Całość uzupełniał unikalny lakier Sonic Blue Mica, który na stałe związał się z rajdową tożsamością Subaru. Wnętrze pozostało surowe – kubełkowe fotele, proste plastiki, sportowa kierownica i czerwone wskaźniki – żadnego przepychu, tylko koncentracja na jeździe.
Egzotyka, która stała się mitem
Subaru wyprodukowało tylko 400 sztuk 22B STi na rynek japoński, które rozeszły się w mniej niż pół godziny. Do tego dołożyło 24 egzemplarze eksportowe – głównie do Wielkiej Brytanii i Australii – co sprawia, że dziś każdy egzemplarz to biały kruk, osiągający na aukcjach ceny sięgające ponad pół miliona dolarów.
22B nie był samochodem dla mas – to była maszyna stworzona dla purystów, kolekcjonerów i tych, którzy wiedzieli, jaką moc ma nazwisko McRae i ile znaczy skrót STi. Samochód zrodzony z pasji, nie z marketingu. I właśnie dlatego dziś, po ponad dwóch dekadach, 22B uważane jest przez wielu za najlepsze Subaru w historii.
Dziedzictwo, które nie umiera
Choć Subaru próbowało później nawiązywać do 22B różnymi limitowanymi wersjami WRX STi, żadna z nich nie dorównała oryginałowi. Bo 22B to nie tylko samochód – to emocje zaklęte w blachę, benzynę i mechanikę, to legenda, która stała się pomostem między motorsportem a zwykłymi drogami.
Subaru Impreza 22B STi to esencja ery WRC – bezkompromisowa, brutalna, analogowa i pełna pasji. Dla wielu fanów japońskiej motoryzacji to samochód marzeń, a dla kolekcjonerów – jedna z najbardziej pożądanych ikon lat 90. Jeśli rajd miałby cztery koła i numer VIN – to nazywałby się właśnie 22B.
