Tony Brise był jednym z tych kierowców, o których mówi się, że byli zbyt dobrzy, by ich świat pozwolił się rozwinąć. Jego kariera zakończyła się tragicznie, zanim zdążyła rozbłysnąć pełnym światłem, ale nawet w krótkim czasie, jaki spędził na torach Formuły Jeden, zdołał oczarować obserwatorów swoją naturalną szybkością, techniczną dojrzałością i wyjątkowym opanowaniem. Był uznawany za jeden z największych brytyjskich talentów swoich czasów i wielu wierzyło, że to właśnie on miał w przyszłości przejąć pałeczkę po takich legendach jak Jackie Stewart.
Urodził się w Kent w połowie lat pięćdziesiątych i już jako młody chłopak wykazywał nieprzeciętne zdolności za kierownicą. Jego kariera rozpoczęła się od kartingu, w którym zdobywał mistrzowskie tytuły, a potem przeszedł przez szczeble Formuły Trzy i Formuły Atlantic, gdzie odnosił znakomite sukcesy. Był szybki, precyzyjny i wyrachowany – cechy, które w połączeniu z chłodną głową tworzyły obraz zawodnika niemal stworzonego do rywalizacji na najwyższym poziomie.
W Formule Jeden zadebiutował w połowie lat siedemdziesiątych, dołączając do zespołu Hill, prowadzonego przez dwukrotnego mistrza świata Grahama Hilla. To właśnie ten zespół miał być jego wielką szansą. Brise od początku imponował tempem i zmysłem wyścigowym, pokazując w kilku startach, że ma wszystko, by sięgnąć po sukcesy. Niestety, nie zdążył spełnić pokładanych w nim nadziei.
W listopadzie tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku doszło do tragedii, która zatrzymała jego rozwijającą się karierę. Samolot należący do Grahama Hilla, którym podróżowała cała kluczowa ekipa zespołu, rozbił się podczas próby lądowania w gęstej mgle. Nikt nie przeżył. Tony Brise miał zaledwie dwadzieścia trzy lata, a jego historia stała się symbolem utraconego potencjału.
Po jego śmierci wielu dziennikarzy i kierowców mówiło o nim z uznaniem, wskazując, że był jednym z tych wyjątkowych, którzy mogli zmienić obraz sportu. Był nie tylko szybki, ale i inteligentny – rozumiał mechanikę samochodu, umiał pracować z zespołem, miał charyzmę i pokorę, która wyróżniała go spośród innych. Dziś wspominany jest jako jedna z największych strat Formuły Jeden – nie za to, co osiągnął, ale za to, czego nie zdążył osiągnąć.