Gdy myślimy o samochodzie, który najlepiej uosabia hasło „wsiadasz i jedziesz”, trudno nie wspomnieć o Toyocie Corolli generacji E90 i E100. Dwie kolejne odsłony jednego z najpopularniejszych modeli w historii motoryzacji to auta, które na początku lat 90. zdefiniowały pojęcie niezawodności. Były zwyczajne do bólu, ale właśnie ta zwyczajność była ich największą siłą – bo Corolla miała być praktyczna, trwała i niezawodna jak zegarek z Japonii. I taka właśnie była.
Corolla E90, zaprezentowana w 1987 roku, była pierwszą generacją w pełni stworzoną przez Toyotę z myślą o globalnym rynku. Miała nowoczesne jak na swoje czasy, lekko kanciaste nadwozie i oferowała bardzo szeroką gamę wersji – od klasycznych sedanów, przez hatchbacki i liftbacki, po stylowe coupe (Corolla Levin/Sprinter Trueno) czy wersje kombi. Corolla nie próbowała się wyróżniać designem – była skromna, schludna i funkcjonalna, idealna do codziennego życia.
Pod maską znajdowały się silniki benzynowe o pojemności od 1.3 do 1.6 litra, w tym legendarne jednostki serii 4A-FE oraz 4A-GE – ta ostatnia oferowała znacznie lepsze osiągi i była marzeniem młodych kierowców zakochanych w japońskiej technice. Nie zabrakło też diesla 1.8 i 2.0, które szczególnie w Europie zyskały popularność jako oszczędne i odporne na wszystko. Napęd trafiał na przednie koła, choć niektóre wersje z Japonii i USA oferowano z napędem na cztery koła (4WD).
W 1991 roku zadebiutowała generacja E100 – Corolla dojrzalsza, bardziej obła stylistycznie i jeszcze bardziej dopracowana. Choć zmiany wizualne nie były rewolucyjne, auto zyskało bardziej nowoczesne proporcje, wyższą jakość materiałów we wnętrzu i jeszcze lepsze wyciszenie. Była to Corolla, która naprawdę zaczęła konkurować z europejskimi kompaktami nie tylko jakością, ale i komfortem.
To właśnie E100 jest dziś uważana za jedną z najlepszych generacji Corolli w historii – niezwykle trwała, odporna na rdzę, łatwa w serwisowaniu i jednocześnie oszczędna. Wersje z silnikiem 1.3 i 1.6 zyskały reputację aut, które pokonują kilkaset tysięcy kilometrów bez poważniejszych awarii. Auta te miały świetnie zestopniowane skrzynie biegów, lekkie nadwozia i bezpretensjonalny charakter, dzięki czemu stały się idealnymi towarzyszami codziennej jazdy przez wiele, wiele lat.
Wnętrze? Proste, ale ergonomiczne. Wszystko na swoim miejscu, klasyczne przyciski, wyraźne zegary, wygodne fotele i niezniszczalne plastiki. Toyota nie szła w ekstrawagancję, ale za to oferowała solidność, która nie starzała się przez dekady. W lepiej wyposażonych wersjach można było liczyć na elektryczne szyby, klimatyzację, centralny zamek i – o dziwo – nawet ABS.
W Polsce Corolla E90 i E100 zaczęły masowo pojawiać się po 1995 roku jako import z Niemiec i krajów Beneluksu. Dla wielu Polaków była pierwszym „japończykiem”, który okazał się niemożliwy do zajeżdżenia. To był samochód, w którym wymieniało się tylko olej, klocki i paliwo. Cichy bohater podmiejskich dróg, parkingów przed kościołem i weekendowych wypadów na działkę.
Dziś te Corolle to już pełnoprawne youngtimery, które wracają do łask. Choć wiele egzemplarzy zostało doszczętnie wyeksploatowanych, nadal można spotkać zadbane sztuki, które imponują stanem technicznym i wizualnym. To auta, które nie muszą niczego udowadniać – wystarczy spojrzeć na ich przebiegi, żeby zrozumieć, co oznacza japońska niezawodność w najczystszej formie.
Toyota Corolla E90 i E100 nie były autami, które trafiały na plakaty. Ale były samochodami, które codziennie woziły swoich właścicieli do pracy, dzieci do szkoły, a rodziny na wakacje – bez dramatów, bez fanaberii, zawsze gotowe do jazdy. I właśnie dlatego zasłużyły na miano cichego króla lat 90., który dziś – po latach – znów zaczyna być doceniany za to, czym naprawdę był: solidnym, szczerym, japońskim kompanem na dobre i na złe.