Toyota GT-One – japoński samuraj, który o włos nie pokonał Europy

0

Lata 90. były dla Le Mans czasem zmian. Po erze grupy C przyszły lata względnej niepewności – FIA porzuciła stare przepisy, a producenci lawirowali między kategoriami GT i prototypami. Toyota, która od lat próbowała zdobyć Le Mans, postanowiła wrócić z hukiem. W 1998 roku zadebiutowała GT-One (TS020) – samochód, który łączył w sobie techniczne wyrafinowanie prototypu z formalnym przebraniem auta klasy GT. I właśnie to uczyniło go jednym z najbardziej fascynujących tworów ery przejściowej.

Toyota GT-One została zaprojektowana we współpracy z Toyota Team Europe (TTE) w Kolonii, który później stał się Toyota Motorsport GmbH. Był to zespół odpowiedzialny m.in. za sukcesy Celiki GT-Four w WRC, a teraz dostał zadanie stworzenia auta, które miało nie tylko konkurować z Porsche 911 GT1 czy Mercedesem CLK-LM, ale też pokonać je w ich własnej grze.

GT-One była konstrukcją skrajną. Zbudowana jako „GT1” zgodnie z przepisami ówczesnej klasy GT1, była tak naprawdę pełnoprawnym prototypem z homologowaną „cywilną” wersją… która praktycznie nigdy nie opuściła terenu testowego. Toyota zgodnie z literą prawa wyprodukowała jeden egzemplarz drogowy, ale jego istnienie było czystą formalnością – GT-One była w rzeczywistości prototypem przebranym za GT, co doskonale wykorzystywało luki w regulaminie.

Pod maską pracował znany, ale całkowicie zmodyfikowany silnik V8 twin-turbo o oznaczeniu R36V, o pojemności 3.6 litra, który generował około 600–630 koni mechanicznych, a do tego miał gigantyczny moment obrotowy i ogromny zakres regulacji. Zespół inżynierów zadbał o niską masę, ekstremalną aerodynamikę i niesamowitą precyzję prowadzenia. GT-One była niska, długa, z wyjątkowo opływową kabiną i charakterystycznymi bocznymi kanałami powietrza. Na tle konkurencji wyglądała jak przybysz z przyszłości.

Toyota wystawiła trzy GT-One w Le Mans 1998, ale pech nie opuszczał zespołu. Auta były piekielnie szybkie – zdecydowanie szybsze od Mercedesa i Porsche – ale zawodziła niezawodność. Wszystkie trzy samochody nie ukończyły wyścigu. Jednak wiadomo już było, że Toyota stworzyła coś wyjątkowego – samochód, który w idealnych warunkach mógłby naprawdę wygrać.

Rok później, w 1999, GT-One powróciła, tym razem startując już w klasie prototypów LMP (po zmianie regulaminu). Zespół wystawił dwie maszyny, a główny samochód – z numerem 3, prowadzony przez Ukyo Katayamę, Keiichi Tsuchiyę i Toshio Suzukiego – był na dobrej drodze, by sięgnąć po zwycięstwo. Aż do 22. godziny wyścigu, kiedy pęknięta opona zniszczyła szansę na triumf. Ostatecznie GT-One zajęła drugie miejsce w generalce, a Toyota po raz kolejny wróciła z Le Mans bez głównej nagrody.

Mimo braku zwycięstwa, GT-One zdobyła coś, czego nie da się zmierzyć pucharem – status kultowej maszyny. Dla wielu to najpiękniejszy samochód prototypowy końca XX wieku. Jej sylwetka, dźwięk, historia i aura niedoszłego triumfu sprawiają, że GT-One do dziś rozbudza wyobraźnię fanów wyścigów.

Toyota wycofała się z Le Mans po sezonie 1999, by skoncentrować się na Formule 1. Do Le Mans wróciła dopiero kilkanaście lat później z hybrydowymi prototypami, które wreszcie zdobyły to, co GT-One było tak blisko. Ale dla wielu fanów to właśnie TS020 pozostaje symbolem japońskiej determinacji i piękna inżynierii, które niemal zmieniło bieg historii.



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj