Toyota Mark II Damiana

0

W świecie motoryzacji są auta, które kupuje się z rozsądku – bo tanie, praktyczne, ekonomiczne. Są też takie, które wybiera się sercem, nawet jeśli rozsądek głośno krzyczy „nie rób tego”. Toyota Mark II Damiana to ten drugi przypadek, z tą różnicą, że tutaj serce bije gdzieś w rytmie japońskich silników z lat 80., a zamiast rozsądku wchodzi pasja granicząca z obsesją.

Samochód, który Damian wyciągnął z czeluści zapomnienia, to Toyota Mark II z serii GX, wyprodukowana w bardzo wąskim okienku między lutym 1980 a czerwcem 1982. Egzemplarz w wersji hardtop – z drzwiami bez ramek, niskim, opadającym dachem i proporcjami, które bardziej przypominają klasycznego japońskiego cruisera niż cokolwiek dostępnego na rynku europejskim. W Polsce praktycznie niespotykany, w Japonii-– obiekt kultu wśród fanów stylu Kaido Racer.

Mark II trafiła w ręce Damiana zupełnym przypadkiem. Marzenie o stworzeniu czegoś innego niż wszystkie inne japońskie projekty, które kręciły się wokół Skyline’ów, Supry i Celici – musiało na chwilę ustąpić miejsca rzeczywistości. Kiedy znajomy podesłał ogłoszenie z tajemniczym, lekko zapomnianym klasykiem, Damian zadziałał błyskawicznie. Telefon, laweta, transport. Dopiero po zakupie przyszedł czas na refleksję, że oto na podjeździe stoi projekt na wiele lat, wymagający nie tylko wiedzy i kontaktów, ale też ogromnej determinacji.

Auto było w stanie, w którym nawet optymiści pokiwaliby głową z niedowierzaniem. Silnik martwy, zawieszenie nieistniejące, wydech zaginął gdzieś po drodze, blacharka po tanim odświeżeniu. Ale gdzieś pod tym wszystkim tlił się potencjał, marzenie o przeniesieniu szalonego klimatu parkingu toru Fuji z 1986 roku do centrum Wrocławia. Inspiracje? Prosto z Japonii – legendarne IZANAMI z Chiby, samochód Parka Bakera, prace Yuichirou. Styl Kaido Racer, shakotan i cała estetyka lat 70-tych i 80-tych, które Damian zgłębiał z każdym kolejnym blogiem, filmem i zdjęciem z Japonii.

Samochód zyskał serce z Lexusa IS200, dwulitrową rzędową szóstkę o mocy 155 koni. Niezbyt wiele, ale przy masie nieco ponad tony i krótkich przełożeniach – wystarczająco, by zaskoczyć niejednego kierowcę na światłach. Zrezygnowano ze zbędnych modyfikacji mechanicznych-– auto ma być niezawodne i ma jeździć. Tak po prostu. Chociaż historia z dyferencjałem była materiałem na osobną opowieść, nieudane próby regeneracji, rok walki, części z Ukrainy i ostateczny montaż… w garażu, na dywanie.

Zawieszenie? W całości custom. Przód to japoński gwint w tragicznym stanie, zrewitalizowany przez ekipę z PK Coilovers w sposób, który można by nazwać rzeźbiarskim. Do tego camber plates i rozpórka od CUSCO. Tył to skrócone amortyzatory TRD z AE86 i sprężyny MTS Technik. Wszystko razem daje efekt nisko, sztywno i piekielnie efektownie.

Na zewnątrz jest prosto, ale z ogromnym smakiem. Felgi SSR MK-III w 14 calach i szerokości 8,5 cala, opony na balonie 165/65. Spojler z Hakosuki i renowacja lakieru, która przywróciła blask karoserii. Wnętrze? Fotel kubełkowy Autolook Type RS, oldschoolowa kierownica OBA, zestaw audio Clarion z epoki i dywaniki w kratkę z Accorda Euro R. Tu nie ma przypadków – każdy detal jest przemyślany i ma swoją historię.

Jazda tym autem to nie komfort, to przygoda. Kierownica po prawej stronie, zawieszenie twarde jak kamień, prześwit, który zmusza do planowania każdej trasy. Ale to właśnie daje największą satysfakcję – ten samochód żyje, a każda przejażdżka to wydarzenie. I choć teraz służy głównie do weekendowych wypadów i garażowego dopieszczania, przez lata był jedynym autem Damiana. Jeździł nim wszędzie – z Wrocławia nad morze, w góry, na randki i awaryjne naprawy w trasie, z zapasową miską olejową i łożyskiem w bagażniku.

Projekt nie jest skończony i pewnie nigdy nie będzie. Na tym polega magia Kaido Racerów. Damian marzy, by co roku wprowadzać nowy detal, nowy smaczek, tak jak robią to pasjonaci w Japonii na spotkaniach noworocznych. A pomysłów mu nie brakuje – dokładka zderzaka, poszerzenia tylnych błotników, kolejne detale. I chociaż czasem chciał go sprzedać, wiadomo, że to auto zostanie z nim już na dobre.

A co poradziłby innym, którzy chcą iść tą drogą? Przygotujcie się na długi proces. Na brak części, na brak wiedzy u mechaników, na dziesiątki godzin na japońskich aukcjach i fora, na naukę, kombinowanie i pot, który leje się z czoła po kolejnym niepowodzeniu. Ale jeśli macie serducho do tego stylu, jeśli kręci was oldschoolowy klimat i chcecie zbudować coś naprawdę swojego – nie odpuszczajcie.

Warto też mieć wokół siebie ludzi, którzy pomogą. W przypadku Damiana to zaufani koledzy, Szymon z warsztatu przy OSKP Halma, panowie od blacharki z Opola i Małkowic, niezastąpiony Jasiek, artysta od rzeczy niemożliwych. No i firma Sevenstars – której właścicielem jest sam Damian – miejsce, gdzie znajdziesz części nawet do najbardziej egzotycznych projektów. Jeśli on ogarnął Toyotę Mark II GX z lat 80-tych, to naprawdę da się znaleźć wszystko.

Ten projekt to nie tylko samochód. To styl życia, historia walki z przeciwnościami i dowód na to, że nawet najbardziej szalona wizja może stać się rzeczywistością, jeśli wierzysz w to, co robisz.

Zdjęcia: Filip Flisek



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj