Trevor Milton to postać kontrowersyjna, ale nie do zignorowania w historii elektromobilności. Urodzony w Stanach Zjednoczonych, bez wykształcenia inżynierskiego, lecz z ogromną pasją do technologii, zdołał zbudować firmę, która na krótki moment wstrząsnęła branżą transportową.
Nikola Motors, założona przez Miltona, miała być rewolucją – obiecywała ciężarówki napędzane wodorem, elektryczne platformy i zeroemisyjne rozwiązania dla logistyki. Trevor prezentował swoje wizje z pasją, przekonywał inwestorów i media, że era spalin jest skończona, a Nikola stanie się Teslą dla sektora ciężarowego.
Przez chwilę wszystko wskazywało na to, że mu się uda. Firma zyskała gigantyczną wycenę giełdową, a Trevor stał się ulubieńcem mediów technologicznych. Jednak im głębiej zaglądano pod powierzchnię obietnic, tym bardziej okazywało się, że wiele z nich nie miało pokrycia w rzeczywistości. Największym ciosem było ujawnienie, że jedna z demonstracyjnych ciężarówek nie poruszała się samodzielnie, lecz została pokazana na filmie z górki, co zostało odebrane jako manipulacja.
W dwa tysiące dwudziestym roku Milton został zmuszony do rezygnacji, a jego firma straciła na wiarygodności. W kolejnych miesiącach pojawiły się zarzuty i procesy sądowe, które jeszcze mocniej podważyły jego wizerunek.
Choć Trevor Milton zapisał się w historii jako przykład upadku wizjonera, nie można odmówić mu wpływu na kierunek dyskusji o zeroemisyjnym transporcie. Przez moment udało mu się porwać wyobraźnię rynku, zmusić konkurencję do reakcji i skierować uwagę na sektor ciężarówek elektrycznych.
Jego historia to przestroga – o tym, jak cienka jest granica między wizją a iluzją.