Volkswagen Golf 3 GTi Edition

0

Mateusz od zawsze marzył o tym, by posiadać Volkswagena Golfa w wersji, która wyróżniałaby się na tle „zwykłych” egzemplarzy. Wybór padł na trzecią generację w odmianie GTI Edition z 1994 roku – hatchbacka, który trafił do niego zupełnie przypadkiem. Auto pojawiło się na sprzedaż w jego rodzinnym mieście, a decyzja o zakupie przyszła szybko i naturalnie. Golf miał po prostu jeździć – bez konkretnego planu na projekt, bez rozpisanych celów. Pochodził od osoby, którą Mateusz z przymrużeniem oka nazywa „fanatykiem”, co z perspektywy czasu tylko wyszło autu na dobre. Egzemplarz był zadbany, z niższymi, czerwonymi sprężynami i osadzony na felgach BBS RX w rozmiarze 16 cali.

Początek drogi z modyfikacjami był w dużej mierze inspirowany znajomymi z rodzinnego miasta – to oni jako pierwsi zaszczepili w nim zajawkę na nieco bardziej wyraziste auta. Później wszystko potoczyło się błyskawicznie – zloty, fora internetowe, przeglądanie niezliczonych projektów na Instagramie i stało się jasne, że Golf nie pozostanie seryjny. Od samego początku jednym kierunkiem był stance – auto miało leżeć nisko, wyglądać dobrze i przyciągać uwagę.

Pod maską wciąż pracuje oryginalny silnik 2.0 8V o mocy stu piętnastu koni mechanicznych, a więc wszystko pozostało zgodnie z fabryką. Przez długi czas Golf jeździł na zawieszeniu gwintowanym, które zapewniało dobrą charakterystykę jazdy i odpowiednią sztywność. Jednak w tym roku nadszedł moment zmiany – i w aucie zagościł airride, co dodało mu kolejny wymiar estetyki i funkcjonalności.

Zmiany wizualne objęły sporo detali, które wspólnie budują spójny i charakterystyczny look. Został dołożony pakiet USA obejmujący zderzaki i tylną klapę, a dodatkowo tylna klapa została wzbogacona o dolny spoiler w stylu Zendera. Boczne nakładki progowe to produkt Pontus Racing, a na froncie pojawiły się projektorowe lampy oraz grill z listwą Kamei. Maskę zdobi speedwing, a przednia wycieraczka została zastąpiona pojedynczym ramieniem. Całość siedzi na felgach Japan Racing JR26 w rozmiarze siedemnastu cali – przód osiem cali szerokości z oponami 185/35, tył dziewięć cali z oponami 195/40 od Nankanga.

Wnętrze również doczekało się drobnych, ale konkretnych zmian. Pojawił się rollbar od Staffa oraz czerwone pasy szelkowe marki Schroth, które tylko podkreślają, że projekt to nie tylko „ładny stance”, ale i pewna nutka motorsportowej zajawki.

Golf Mateusza prowadzi się bardzo pewnie. Jest sztywny, dobrze trzyma się drogi w zakrętach i choć obecnie pełni funkcję auta garażowanego, używanego głównie na zloty i weekendowe przejażdżki, bez problemu poradziłby sobie w codziennej eksploatacji.

Jak to często bywa – projekt nie jest zakończony i pewnie jeszcze długo nie będzie. Mateusz planuje kolejne modyfikacje, choć jeszcze nie zdradza szczegółów. Pewne jest jedno – to auto nie powstało, by stać w cieniu.



ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj