Druga generacja Volkswagena Golfa to samochód, który dla wielu był uosobieniem solidności, niezawodności i rozsądku. Produkowany od tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego trzeciego roku, szybko stał się jednym z najpopularniejszych aut w Europie. Jednak w cieniu wersji GTI, Diesel i CL powstała specjalna, limitowana odmiana, która do dziś rozpala wyobraźnię fanów klasycznej motoryzacji. Volkswagen Rallye Golf – bo o niej mowa – to jeden z najbardziej wyrafinowanych technicznie modeli Golfa Mk2, stworzony z myślą o homologacji rajdowej i torowej. To nie był kolejny hatchback. To był kompaktowy potwór z napędem na cztery koła i superdoładowaniem.
Homologacja z charakterem
Pod koniec lat osiemdziesiątych Volkswagen chciał wystartować w rajdowych mistrzostwach świata w grupie A. Aby to zrobić, potrzebował samochodu, który spełniałby wymagania homologacyjne, czyli był produkowany seryjnie w odpowiednio dużej liczbie egzemplarzy. Tak właśnie powstał Rallye Golf – na bazie standardowego Golfa Mk2, ale zbudowany niemal od nowa.
Wyprodukowano tylko pięć tysięcy egzemplarzy, wszystkie w Wolfsburgu, z czego większość trafiła na rynki Europy Zachodniej. To sprawia, że dziś Rallye Golf to nie tylko auto sportowe, ale również kolekcjonerski rarytas.
Napęd 4×4 i silnik G60 – serce bestii
Pod maską Rallye Golfa pracował dobrze znany silnik o pojemności jednego litra ośmiuset centymetrów sześciennych z oznaczeniem PG, wyposażony w kompresor typu G-Lader, który nadał mu charakterystyczne oznaczenie G60. Jednostka rozwijała sto sześćdziesiąt jedną koni mechanicznych, co dziś może nie robi piorunującego wrażenia, ale w połączeniu z relatywnie niską masą i stałym napędem na cztery koła dawało znakomitą trakcję i świetne osiągi – przyspieszenie do setki zajmowało około siedmiu i ośmiu dziesiątych sekundy, a prędkość maksymalna przekraczała dwieście kilometrów na godzinę.
Najważniejszym elementem była jednak technologia napędu Syncro – bazująca na wiskotycznym sprzęgle, które w razie potrzeby przekazywało moc również na tylną oś. Dzięki temu Rallye Golf był znacznie bardziej stabilny i skuteczny w prowadzeniu niż klasyczne GTI, szczególnie na nawierzchniach o obniżonej przyczepności.
Wygląd, który nie pozostawia złudzeń
Rallye Golf wyróżniał się na tle pozostałych wersji Mk2 już na pierwszy rzut oka. Poszerzone nadkola, zintegrowane z nadwoziem błotniki i zderzaki, prostokątne reflektory zamiast klasycznych „okrągłych oczu”, agresywny przedni grill, nisko osadzone nadwozie i charakterystyczne 15-calowe felgi BBS – to wszystko nadawało mu wygląd rasowego sportowca.
Wnętrze bazowało na wersji GTI, ale można było znaleźć detale charakterystyczne tylko dla tej wersji – jak specjalne fotele z bocznym trzymaniem, wskaźniki G60, a także numerowane tabliczki świadczące o limitowanej produkcji. Sam kokpit pozostał jednak typowo volkswagenowski – prosty, ergonomiczny i pozbawiony zbędnych ozdobników.
Samochód dla wtajemniczonych
Rallye Golf nigdy nie był autem masowym. Był drogi – znacznie droższy od Golfa GTI – i kierowany do świadomych entuzjastów, którzy wiedzieli, co kryje się pod jego muskularnym nadwoziem. W zamian oferował świetną przyczepność, niesamowitą trakcję w zakrętach, rasowe brzmienie doładowanego silnika i prowadzenie, którego nie powstydziłby się niejeden sportowy sedan z tamtych czasów.
Choć Rallye Golf nie odniósł spektakularnych sukcesów w rajdach WRC, to w wyścigach samochodów turystycznych oraz w serii Volkswagena pokazał swój potencjał. Dziś jego wartość na rynku klasyków stale rośnie – egzemplarze w dobrym stanie osiągają ceny znacznie przekraczające sto tysięcy złotych, a w przypadku aut w oryginalnym stanie – jeszcze więcej.
Rallye, czyli dusza Golfa w czystej formie
Volkswagen Rallye Golf to jeden z najbardziej charakterystycznych i najbardziej wyjątkowych modeli w całej historii Golfa. Był efektem pasji, wyścigowej ambicji i chęci stworzenia czegoś więcej niż tylko szybszej wersji popularnego hatchbacka. To samochód, który z pozoru wyglądał jak Golf – ale zachowywał się zupełnie inaczej. I właśnie dlatego dziś jest wspominany z takim szacunkiem.
To nie był kolejny „sportowy kompakt”. To była maszyna z krwi i kości, która miała udowodnić, że Volkswagen też potrafi zbudować coś szalonego – i zrobił to z pełnym sukcesem.