Jedynie 50 samochodów i cztery motocykle sprzedano na Kubie w ciągu niemal sześciu miesięcy od uelastycznienia zasad sprzedaży, które miały umożliwić mieszkańcom wyspy kupowanie pojazdów bez specjalnych zezwoleń – po raz pierwszy od pół wieku.
Nowe zasady, ogłoszone w grudniu 2013 roku, a obowiązujące od stycznia tego roku, zostały początkowo entuzjastycznie przyjęte przez Kubańczyków. Problemem okazały się jednak zawrotne ceny aut.
Rządowy portal informacyjny Cubadebate podał w poniedziałek (czasu lokalnego), że w ciągu pół roku dokonano transakcji na łączną kwotę ok. 1,3 mln USD, przy czym średnio za samochód płacono 23,8 tys. dolarów.
Agencja Associated Press pisze przykładowo, że Kia Rio, której cena w USA rozpoczyna się od 13,6 tys. USD, na Kubie jest oferowana za 42 tys. dolarów. Media podkreślają, że większość Kubańczyków zarabia równowartość ok. 20 dolarów miesięcznie, pracując na rządowych posadach.
Na wyspie działa 11 licencjonowanych dilerów samochodów.
Przed zmianami wprowadzonymi w styczniu mieszkańcy Kuby, chcący kupić pojazd, musieli uzyskać specjalne rządowe zezwolenie. W uprzywilejowanej sytuacji byli np. dyplomaci, inżynierowie czy lekarze, którzy wracali z zagranicznych kontraktów z oszczędnościami w twardej walucie.
Wolnego handlu samochodami zabroniono na Kubie wkrótce po rewolucji z 1959 roku. Od 2011 roku władze stopniowo zezwoliły Kubańczykom na kupowanie i sprzedawanie między sobą nowych i używanych aut. Wcześniej Kubańczycy mogli swobodnie kupować lub sprzedawać tylko te samochody, które jeździły po wyspie przed rewolucją 1959 r.
Według Cubadebate władze zamierzają przeznaczyć wpływy z 75-procentowego podatku od sprzedażysamochodów na inwestycje w transport publiczny.
Interia.pl