SUV-y – fenomen naszych czasów czy zmora miast?

Jeszcze kilkanaście lat temu kojarzyły się z samochodami dla farmerów, myśliwych albo kierowców, którzy raz w tygodniu naprawdę potrzebowali przejechać przez pole. Dziś SUV-y królują w salonach, katalogach i… na miejskich chodnikach. Kupują je młode mamy, menedżerowie, celebryci i seniorzy. Czy to cudowna ewolucja motoryzacji czy raczej modowy szał, który wymknął się spod kontroli?

Wysoko, wygodnie, bezpiecznie?

Nie da się zaprzeczyć – SUV to sprytny wynalazek. Łączy w sobie cechy auta rodzinnego, terenowego i reprezentacyjnego. Wsiadasz wyżej, czujesz się pewniej, masz wrażenie większego bezpieczeństwa, a dzieci łatwiej wsadzić do fotelika. Do tego duży bagażnik, opcjonalny napęd na cztery koła i agresywny, „męski” wygląd – trudno się dziwić, że to właśnie SUV-y stały się symbolem współczesnej wygody.

Producenci zacierają ręce – jedno nadwozie, wiele wersji silnikowych, a zysk większy niż z kompaktu. Marketing działa jak dobrze nastrojony turbo: SUV to teraz synonim stylu życia. Nie kupujesz już auta, tylko filozofię mobilności. Tyle że ta filozofia czasem zgrzyta.

Na zakupy czołgiem

Bo oto dochodzimy do sedna problemu. SUV-y, choć z pozoru uniwersalne, w środowisku miejskim potrafią być równie subtelne jak hipopotam w windzie. Zajmują więcej miejsca, gorzej się nimi parkuje, ograniczają widoczność innym kierowcom, a ich masywne sylwetki skutecznie utrudniają życie rowerzystom i pieszym. Często mają też większe zużycie paliwa, nawet w wersjach hybrydowych. No i są… po prostu niepotrzebne. Bo czy naprawdę do przewiezienia dwóch dzieci do przedszkola i torby z Lidla potrzebujesz auta z prześwitem jak w Land Roverze?

Psychologia wysokości

Ale SUV-y to nie tylko kwestia praktyczna – to także (a może przede wszystkim) emocjonalna. Wielu kierowców nieświadomie szuka w nich poczucia dominacji, lepszej widoczności, a czasem nawet symbolicznej ochrony przed światem. Im większe auto, tym większy dystans od innych. Tym trudniej je zignorować. Tym bardziej czujesz się… ważny. Może właśnie dlatego SUV-y są tak popularne w czasach, w których wszyscy chcą się wyróżniać i czuć bezpiecznie?

Fenomen czy ślepy zaułek?

Z jednej strony SUV to fenomen – bezsprzecznie trafiony produkt, który odpowiada na społeczne potrzeby (nawet jeśli częściowo wykreowane). Z drugiej – to też symbol pewnej przesady. Mamy coraz lepsze drogi, coraz więcej miast stawia na kompaktowość i transport publiczny, a mimo to ulice pełne są aut, które wyglądają, jakby wybierały się na podbój Alaski.

Trudno powiedzieć, jak długo ten trend potrwa. Może SUV-y będą ewoluować w stronę mniejszych, miejskich crossoverów? A może znikną, tak jak kiedyś modne były vany? Jedno jest pewne – jeśli chcemy myśleć o lepszej przestrzeni miejskiej, potrzebujemy rozsądku. Bo czasem mniej znaczy więcej, a do życia w mieście naprawdę nie trzeba czterech metrów blachy i pozycji jak z wieży kontrolnej.

A jeśli ktoś nadal uważa, że SUV to jedyne słuszne auto do jazdy po mieście, niech spróbuje zaparkować równolegle w centrum w godzinach szczytu. Pokora wraca szybciej niż spalanie.