Drukowane magazyny tuningowe umarły!

Należę do grona osób, które dorastały na drukowanej prasie motoryzacyjnej. Szczególnie na magazynach tuningowych takich jak GT, Auto Tuning Świat, czy Maxxi Tuning. Zagraniczne podróże zawsze kończyły się przywiezieniem do domu analogicznych pism w obcych językach. Zakup każdego nowego wydania budził niesamowite emocje. Na potrzeby moich zbiorów utworzyłem specjalne segregatory, w które wpinałem koszulki z kolejnymi egzemplarzami moich ulubionych pisemek.

Man-reading-magazine

Swoją przygodę z szeroko rozumianym „tuningiem” rozpocząłem dzięki mojemu tacie. To on pokazał mi jak zmieniać auta, aby wyróżniały się na drodze. Niestety przeprowadzone wówczas modyfikacje powstawały na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Ograniczały się jedynie do zmian, które można było wykonać samemu z trudno dostępnych elementów. Publikacje, które mogłem nabyć w kiosku, tylko nakręcały spiralę planów. Obiecywałem sobie zrealizować je, gdy[emaillocker] tylko zrobię prawo jazdy i zacznę zarabiać.

Jestem przekonany, że wielu z Was swoją przygodę z modyfikowaniem aut rozpoczęło w podobny sposób. Moje pokolenie dorastało na prasie drukowanej, a kolejne zarówno na druku, jak i forach internetowych. Tym bardziej trudno nam przeboleć fakt, że prasa motoryzacyjna o tematyce tuningowej umarła w naszym kraju. Ciężka (czy w ogóle możliwa?) do odwrócenia tendencja jest dla wielu osób niezrozumiała. Niestety jako wydawca doskonale rozumiem ten problem i postaram się Wam go przedstawić.

Łatwo zauważyć, że weszliśmy w erę internetu. Na każdym kroku towarzyszy nam komputer i smartfon ze stałym podłączeniem do sieci. Wielu reklamodawców idąc za trendami postanowiło swoje budżety reklamowe, z których utrzymuje się prasa drukowana, przeznaczyć w dużej mierze na publikacje w sieci. Pozostała część budżetu trafia obecnie do prasy drukowanej o ugruntowanej pozycji i stałych czytelnikach. Niszowe tytuły, które wymieniłem na początku przez ograniczoną liczbę odbiorców stały się całkowicie zbędne. Trudno w to uwierzyć, ale „tunerów” w naszym kraju jest niewielu. Możecie to zaobserwować na licznych eventach, na których pojawiają się przeważnie te same auta, a znajome twarze już dawno połączyliście ze swoimi profilami na facebooku.

Sytuację potęguje również brak finansowania reklam przez firmy, które do tej pory stale były obecne w magazynach. Problem dotyczy firm jedynie w naszym kraju. Za naszą zachodnią granicą w dalszym ciągu można kupić tuningową prasę drukowaną. Polska jest traktowana po macoszemu. Jesteśmy postrzegani jako konsumenci i tania siła robocza, która nie potrzebuje dodatkowych rozrywek jak magazyny tuningowe.

Kolejnym problemem, niezauważalnym dla przeciętnego czytelnika są agencje public relations. Agencje te mocno popsuły rynek reklamowy w Polsce. Zatrudniane zostały przez małe i duże firmy, aby uzyskać reklamę lub publikację za darmo. W zamian oferując ich produkty. Nietrudno zauważyć, że ciężko w drukarni wymienić opony czy kosmetyki samochodowe na drukowane egzemplarze magazynu, które będziecie mogli kupić w kiosku. Możecie powiedzieć, że koszt druku powinien zwrócić się po sprzedaży danego egzemplarza, a uzyskana marża starczyć na utrzymanie redakcji, fotografów i wyjazdy na eventy. Niestety pokrycie kosztów prowadzenia tej działalności bez wpływów od reklamodawców jest niemożliwy. Do póki tak jest, nie zobaczycie kolejnych wydań drukowanych magazynów tuningowych w sprzedaży tradycyjnej.

Oczywiście na półkach w empiku odnajdziecie tytuły opisujące modyfikowane Volkswageny, BMW i auta Japońskie. Magazyny te są doskonałym przykładem na to, że niektórzy producenci aut wspierają finansowo tytuły opisujące ich produkty. Dlaczego więc nie mogą cząstki swojego budżetu przeznaczyć na „ogólnomarkowe” magazyny tuningowe? O to już trzeba zapytać ich bezpośrednio, a właściwie ich zwierzchników zza zachodniej granicy!

Tekst: Marcin Dębowski[/emaillocker]